Autor Wiadomość
IsabellaCullen
PostWysłany: Pią 20:08, 01 Kwi 2011    Temat postu:

Szkoda,że zakańczasz tak cudowy ff. Lubiłam go czytać. Maddie była , jest i napewno pozostanie świetna. Jestem ogromną fanką tego opowiadania. ? Tyle emocji... Normalnie nie wiem co powiedzieć, mam pustkę w głowie...no nic. Może następnym razem pójdzie lepiej. No oczywiście mnie..


Pozdrawiam

IC
Honey
PostWysłany: Nie 12:08, 27 Mar 2011    Temat postu:

Hahahaha!
Czasem można się pośmiać, ale czasem czuć żal.
Świetne opowiadanie, uważam że nie powinno się kończyć!
Madie0810
PostWysłany: Nie 10:32, 27 Mar 2011    Temat postu:

Moi drodzy czytelnicy Wink
To jest przed ostatni rozdział "W pogoni za szczęściem"

X


Święta w rodzinie Cullenów minęły bardzo przyjemnie. Do rana siedzieliśmy wspólnie przy stole, popijając krew i przyglądając się zbulwersowanej Ness, która sama musiała jeść wszystkie dwanaście potraw. Gdyby tylko one miały dla mnie jakikolwiek smak, na pewno bym jej pomogła. Bella niejednokrotnie się zapominała i próbowała spróbować jakiegoś dania, mając nadzieję, że chociaż wspomnienia przywołają namiastkę jego smaku. Niestety bez skutku.
O północy Alice zadecydowała, że nadszedł czas na rozpakowanie prezentów. Pod choinką stało dziesięć podpisanych prezentów. Po przeszukaniu wszystkich karteczek z imionami na pudełeczkach okazało się, że wśród nich nie było nic dla mnie. Zebrałam się w sobie i uśmiechałam się do wszystkich, składając im życzenia. Alice w prezentach postawiła głównie na biżuterię, niesamowitą biżuterię, oraz cygara, a Jasperowi dostał się telefon z GPS.
- Madie, a gdzie twój prezent? – zapytał Jasper.
- Ja już dostałam prezent – Uśmiechnęłam się. – Was.
- Alice, weź coś zrób, bo czuję jej smutek i tłumiony żal – zwrócił się do swojej żony. – Rusz się.
Alice podniosła się z fotela i podeszła do mnie. Złapała mnie za rękę i zaprowadziła przed dom. Na podjeździe stał piękny Dodge Viper z ogromną kokardą.
- To pomysł Jaspera i Emmetta – zaśmiała się, całując mnie.
- Jejku, dziękuję! – Nie mogłam ukryć zaskoczenia. – Jesteście niesamowici.
Uściskałam wszystkich, bo wiedziałam, że nie tylko ta trójka było w to zamieszana.
- Emmett obiecał, że cię pouczy jeździć – powiedziała Rose, na co Emm popatrzył na nią zaskoczony.
Gdy obeszłam autko ze wszystkich stron, usiadłam na wszystkich siedzeniach i sprawdziłam pojemność bagażnika na zakupy. Później wróciliśmy z powrotem do domu.


***

Jeden dzień wolnego. Tylko tyle Alice dała nam czasu na wytchnienie przed przygotowaniami sylwestra. Znowu dostałam bojowe zadanie założenia lampek na choinkach, ale tym razem wzdłuż całej drogi do domu. Potem musiałam wypisać zaproszenia i rozwiesić na dworze kule japońskie. Po wszystkim usłyszałam tylko:
- Teraz zadbaj o siebie.
Gdy przejrzałam swoją jakże skąpą garderobę, udałam się do Jaspera. Zapukałam delikatnie w drzwi.
- Czego chcesz? – zapytał, śmiejąc się.
- Dlaczego muszę czegoś chcieć – zaśmiałam się, wchodząc do pokoju.
- Kobiety pukają tylko wtedy, kiedy czegoś chcą – Oderwał się od magazynu motoryzacyjnego. – Tak, więc co się stało?
- Miał byś może ochotę pojechać ze mną na zakupy? – Zapytałam, uśmiechając się blado. – Bo wiesz, ja jeszcze nie potrafię prowadzić.
- Nie no, gorszej prośby nie mogłaś mieć? – spytał. – No dobrze, to jutro w południe, bo dzisiaj się już ściemnia.
- Dobrze – Uśmiechnęłam się zadowolona. – To do jutra.


Nazajutrz o dwunastej czekałam na werandzie na Jaspera. Ubrana najwygodniej jak się dało, wskoczyłam do auta, gdy wyjechał nim z garażu. Całą drogę do Seattle spędziliśmy na rozmowach, wygłupach i śpiewaniu wszystkiego, co leciało w radiu. Z powodu, że kompletnie nie znałam tego miasta, Jasper decydował, do jakiego sklepu idziemy. Zatrzymał się przy małym sklepiku o nazwie „Sweet Adelide”. W momencie wejścia zakochałam się w nim od progu. Sklep był mały, ale nastrojowy. To był sklep głównie z samymi sukienkami i dodatkami.
- Dzień dobry – Uśmiechnął się Jasper do właścicielki
- Witam – przywitała się, uśmiechając się w odpowiedzi. – Dawno pana tu nie było.
- Tak wyszło – Zaśmiał się. – Droga Ann, szukamy szykownej i zwariowanej, kobiecej, ale i młodzieżowej sukienki dla tej młodej damy na sylwestra.
- Rozumiem – Uśmiechnęła się do mnie. – Rozmiar?
- Trzydzieści sześć – powiedział Jasper, uprzedzając moją odpowiedź.
Ann poprowadziła nas do przebieralni, urządzonej w beżach i czekoladach z wielką kanapą dla osób towarzyszących. Weszłam do przebieralni, a Jasper rozłożył się na kanapie. Ann zniosła mi chyba z dwadzieścia sukienek. Mierzyłam każdą po kolei, a mój towarzysz rzucał tylko krótkie komentarze typu: „Nie”, „Wyglądasz jak tort”, „Zakonnica”, „Przesadzona” i „Chyba nie chcesz wyglądać jak ulicznica?”.
Na koniec pod stertą ciuchów znalazłam małą czarną, całą z czarnych cekinów. Ubrałam ją i wyszłam pokazać się Jasperowi.
- No! Nareszcie! – Ucieszył się. – Prosta, skromna, ale i młodzieżowa. Po prostu cudowna.
- To dobrze, bo to ostatnia – Zaśmiałam się, wchodząc do kabiny i ubierając się w swoje normalne ciuchy.
Gdy wyszłam, zauważyłam Jazza z butami i torebką, czekającego przy kasie.
- Pasują?
- Oczywiście – Popatrzyłam na czarne, niesamowicie wysokie szpilki. – I nawet mój rozmiar.
- A coś ty myślała? Szpilki, gdyż trzeba ci dodać wzrostu, krasnalu.
Zapłaciłam za wszystko i pojechaliśmy do domu. Całą drogą nie mogłam się nadziwić zdolnościom Jaspera do zakupów.

***

Nadszedł dzień imprezy. Alice od rana się szykowała i pomagała Ness z dopilnowaniem wszystkiego. Ja przebrałam się w „Japerową sukienkę”, zakręciłam włosy i spięłam je w luźny kok. Ubrałam szpilki i biżuterię. Wychodziłam z pokoju, gdy wpadłam na Aleca. Był ubrany w ciemne jeansy i białą koszulę. Biel koszuli przełamywał czarny, wąski krawat.
- Mogę tak iść? – Odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem. – O rzesz ty!
- Dziękuję – Zaśmiałam się. – Oczywiście, że możesz. Wyglądasz niesamowicie przystojnie.
- Dziękuję.
Po naszej krótkiej rozmowie zeszliśmy na dół. Alice poznawała mnie ze swoimi wszystkimi znajomymi, a ja nie mogłam odwrócić wzroku od Aleca, do którego śliniły się wszystkie dziewczyny z Forks. Poza tym muszę przyznać, że Alice jest niezastąpiona w urządzaniu wszelkiego rodzaju uroczystości. Poznałam jej wszystkich znajomych ze szkoły, w tym Mika Newtona, który tańczyłby najlepiej z wszystkimi pannami naraz. Gdy zmęczony Mike mnie zostawił, w końcu w spokoju znowu zaczęłam zwracać uwagę na Aleca. Wysoki rudzielec zaczął sobie za dużo pozwalać. Zaczęła go głaskać po kolanie i dłoniach.
- Pokaż jej, kto tu rządzi – usłyszałam głos Emmetta tuż za mną.
- A może on chce, aby ona tu rządziła?
- A z kim ostatnio się kochał? - Zaśmiał się.
- No, ale…
- Rusz się – Pchnął mnie w jego stronę.
Zebrałam się w sobie i podeszłam żwawym krokiem, chcąc pokazać tej francy, że posunęła się za daleko.
- Hej, Alec – Uśmiechnęłam się do niego.
- Kochana, skończyły się przekąski – Rudzielec wręczył mi srebrną tacę, którą ja po prostu wzięłam, jak gdyby nic, i poszłam do kuchni.
- Zgasiła mnie, tak po prostu mnie zgasiła – Wściekałam się sama na siebie.
Gdy miałam już wychodzić z kuchni, zaczęłam ziewać.
- Nie, błagam, tylko nie to - Upuściłam tacę i nieprzytomna zaczęłam się osuwać po ścianie, tracąc kontrolę nad ciałem. W końcu gruchnęłam z hukiem o ziemię.
- Madie… - Słyszałam, jak ktoś do mnie przemawia i poczułam, że ktoś mnie klepie po policzkach. – Hej, mała, obudź się...

***

Obudziłam się w swoim łóżku nad ranem, przecierając oczy, na których jeszcze miałam czarne cienie do powiek. Byłam ubrana w to, w czym byłam na sylwestra. Popatrzyłam przez okno mając nadzieję, że jednak nie spałam na tyle długo, że przegapiłam najlepsze. A jednak przespałam wszystko. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic i się przebrać. Gdy wyszłam, na moim łóżku siedział Alec.
- Wstałaś już – uśmiechnął się. – Ładnie mnie wczoraj wystraszyłaś.
- A ty mnie nieźle wkurzyłeś – powiedziałam pod nosem, zapominając, że i tak to usłyszy.
- Chodzi ci o Samie?
- O, to już nawet zdrobnienie dla niej masz – zauważyłam, uśmiechając się sarkastycznie.
- Jesteś zazdrosna? – Zaśmiał się.
- Nie jestem zazdrosna o nią. Jestem zazdrosna, bo ona widziała fajerwerki, a ja nie – Próbowałam odwrócić kota ogonem.
Alec się nie odezwał, tylko wyszedł. Ja westchnęłam i poszłam do lusterka rozczesać włosy. W pewnej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Gość nie czekał na moje przyzwolenie tylko wtargnął do pokoju. Był to Alec. Złapał mnie za rękę i pociągnął na balkon.
- Co? – Patrzyłam na niego zdezorientowana.
- Patrz... – Wskazał palcem kierunek, w którym miałam spojrzeć. Po chwili niebo zaczęło się skrzyć milionem gwiazdek, tworzonym przez fajerwerki. Alec oplótł mnie ramieniem i również przyglądał się pokazowi sztucznych ogni.
- Dziękuję – Uśmiechnęłam się do niego, gdy wszystko się kończyło.
- Nie ma za co.
Nie potrafiłam się oprzeć i pocałowałam go delikatnie w policzek, na co on złapał mnie mocniej w pasie i pocałował namiętnie, jakby od tego zależał cały świat.
- Nie masz, o co być zazdrosna – powiedział, poprawiając mi niesforny kosmyk włosów. – Samie, a raczej Samantha, była tylko koleżanką od kieliszka.
Nie odezwałam się, po prostu patrzyłam na niego, dalej miałam lekki żal.
- Oj, Madie – Uśmiechnął się. – Przecież Madie, to też zdrobnienie – zauważył.
- Wiem – Przewróciłam oczami, po czym nastała chwila ciszy.
- Kocham Cię... – Popatrzył mi w oczy. – Kiedy wczoraj zemdlałaś, nie wiedziałem, co robić. Bałem się o ciebie. Gdy patrzyłem jak tańczyłaś z Mikiem, byłem zazdrosny. Madie, ja cię po prostu kocham.
- Ja ciebie też - Z uśmiechem na twarzy pocałowałam go w usta.
- No nareszcie – Usłyszeliśmy głos Emmetta na dole, po czy dało się słyszeć złączone głosy Alice, Rose i Jaspera.
- Zamknij się!
Renesmee
PostWysłany: Sob 17:24, 19 Mar 2011    Temat postu:

Ja bym na miejscu Nessie czuła się niezręcznie. Wszyscy się na nią gapią, gdy ona je XD

Rozdział spoko. Madie i jej romans z Alecem daje trochę pikantności do opowiadanka, co sprawia, że nie jest takie monotonne. Czekam na dalszy rozwój akcji. Smile
Honey
PostWysłany: Pią 19:35, 18 Mar 2011    Temat postu:

To jest cudowne, jestem ciekawa, jak rozwinie się ta sytuacja z Alecem i Madie. To pytanie Edwarda do Belli było świetne.
Czekam na ciąg dalszy,
Honey
Reneesme1
PostWysłany: Pią 19:19, 18 Mar 2011    Temat postu:

Ekstra rozdział, przeczytałąm z zapartym tchem. Czekam na kolejne rozdziały tego ff Smile
Madie0810
PostWysłany: Pią 17:13, 18 Mar 2011    Temat postu:

Tak, więc Madie powróciła. Zapraszam do czytania i komentowania.



IX

Któregoś dnia, kiedy wracałam z Alice i Ness z zakupów, zaczął padać śnieg. Delikatne płatki spadały na szybę, a każdy z nich był inny, niepowtarzalny i wyjątkowy.
- Nadeszła zima – Cieszyła się na tylnim siedzeniu Nessie. – Wypróbuję moje nowe śniegowce.
Z Ness zaczęłyśmy przyjaźnić się przez Alice i jej wypady na zakupy. Obydwie byłyśmy jej „klientkami”. Moja kochana cioteczka postawiła sobie za zadanie bycie naszą osobistą stylistką. Tak więc z Renesmee razem się wściekamy i kłócimy z Alice o ciuchy. Ja ciągle kłócę się, że ciuchy są nie w moim stylu, a dla Nessie są za mało wyzywające.
- Który dzisiaj? - zapytałam z ciekawością, patrząc w szybę.
- 23 grudnia – odparła Ness, sprawdzając w telefonie. – Czyli dzień przed Świętami Bożego Narodzenia.
- I przed Sylwestrem – dodała z uśmiechem Alice. – Co powiecie na imprezkę Sylwestrową? Taką, której nie zapomni całe Forks.
- A co, zamierzasz po pijaku zdewastować pół miasta? - Zaśmiałam się. – Tylko pamiętaj, ojciec Belli cię wtedy znienawidzi.
- Charlie? On? Nigdy w życiu – Roześmiała się. – A w ogóle to, kto mógłby się gniewać na taką kochaną istotkę jak ja?
Wraz z Ness zaczęłyśmy się śmiać, ale gdy zobaczyłyśmy poważną minę Alice, zaczęłyśmy udawać kaszel, prawie się przy tym dusząc.
- Ja rozumiem, że można się gniewać na Rose. Jej wieczne fochy i dąsy wkurzają wszystkich oprócz Emmetta. Ale na mnie? - Tu zatrzepotała do mnie rzęsami, jak nastolatka prosząca ojca o wydłużenie czasu na dyskotece, co mnie rozbawiło. W aucie zapadła chwila ciszy.
- To jak, robimy imprezkę?
- Pod warunkiem, że zorganizujemy też Wigilię – odezwała się Renesmee.
- No niech ci będzie - Alice popatrzyła na mnie. – Madie, pomożesz?
- No oczywiście – zaśmiałam się, choć nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy: „Nessie i Alice organizują imprezę”.
Od powrotu z zakupów Alice i Ness wzięły się do roboty. Nie, to złe sformułowanie. Alice i Ness wzięły się za organizację, a do pracy zmusiły resztę. Gdy weszłyśmy do domu po zakupach, Edward już o wszystkim wiedział. Reszta rodziny domyśliła się po podekscytowaniu chochlika i jej małego pomocnika.
- Moi kochani, robimy Wigilię i Sylwestra – oznajmiła Alice, stojąc na środku pokoju. – Emmett, przyniesiesz choinkę z lasu, Esme z Bellą zajmą się gotowaniem. Edward, masz przeszukać dom w poszukiwaniu lampek choinkowych, Alec pomożesz mu i znajdziecie jeszcze bombki. Jasper, robisz zakupy, a Madie z Rose dekorują choinkę i podwórko.
- A wy co robicie? – Zwrócił się do nich Edward.
- No ktoś musi wszystko nadzorować i kupić prezenty – odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem Nessie.
- Kochanie, dlaczego Ness musiała wdać się właśnie w Alice, a nie w ciebie? - zapytał Edward Belli, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
- W takim razie do roboty, moi drodzy – Alice zaklaskała entuzjastycznie w dłonie. – Nic samo się nie zrobi.
Po chwili marudzenia i wzdychań, wszyscy wzięli się do roboty. Zostałam z Rose w domu, aby go przygotować do dekoracji. Nasza praca była cicha, gdyż Rose za mną nie przepada. Gdy dom był czyściutki jak łza, poszłyśmy do ogrodu, aby i tam było czysto. W momencie, kiedy siedziałam na parapecie pierwszego piętra, aby zawiesić lampki, Rose zaczęła rozmowę.
-Wiesz, że cię nie lubię? – zapytała.
- No wiesz, wpadłam na to – Zaśmiałam się. – Ale nie mogę pojąć, dlaczego. No, bo Belli nie lubiłaś z powodu jej chęci do stania się wampirem, a ja już jestem wampirem, więc, o co chodzi?
- Może źle to określiłam. Nie, że cię nie lubię, ale jakoś cię znoszę. Chodzi mi o to, że wszyscy ci tak we wszystko wierzą, przyjęli cię od tak, jakby znali cię latami. Nie ufam ci tak jak oni.
- Rose, ja nie mam złych zamiarów. Tak jak ty, chcę mieć rodzinę, chociażby jej zalążek.
- Chcę ci wierzyć, ale nie potrafię. Na razie.
- Szczerze mówiąc, nie dziwię ci się – Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z parapetu. – Sama bym pewnie nie wierzyła jakiejś małolacie, co wmawia wszystkim, że jest ich rodziną.
Rose już się nie odezwała, tylko popatrzyła na mnie i weszła do domu. Gdy zawiesiłam ostatnie lampki, wróciłam do swojego pokoju przez okno, aby nie natknąć się na Alice i Nessie. To dziwne, bo chociaż jestem wampirem, potrzebowałam chociaż chwili odpoczynku, oddechu, a po rozmowie z Rose, chwili kontemplacji z samą sobą. Rose była wobec mnie szczera i w sumie wcale się nie dziwię jej zastrzeżeniom, co do mnie. Zastanawiało mnie jednak jedno; co w takim razie myśli o mnie reszta rodziny?
Z rozmyślań wyrwał mnie Jasper, który wpadł do mnie do pokoju cały w kurzu:
- Madie, Alice ma dla ciebie kolejną robotę… - I zniknął.

***
No i nadszedł dzień Wigilii. Po tym, jak Alice z Nessie wypompowały mnie z ostatków sił, wróciłam do moich rozmyślań. Kiedy byłam pod prysznicem, stwierdziłam, że w święta ludzie są ze sobą szczerzy, albo bynajmniej powinni być, więc dowiem się, co o mnie myślą. Kiedy kręciłam moje włosy, ręce trzęsły mi się ze strachu. Nie wiedziałam, co mogę usłyszeć. Gdy nakręciłam włosy i przebrałam się w bieliznę, której nie będzie widać spod mojej sukienki, wyszłam z łazienki.
Na moim łóżku leżał Alec w jeansach, białej koszuli i czarnej marynarce.
- Oni tak zawsze? – zapytał wzdychając.
- Puka się… - Od momentu, kiedy się przebierałam, wiedziałam, że ktoś jest w moim pokoju, i byłam pewna, że to Alice.
- Proszę bardzo – Alec nachylił się i pukną dwa razy w mój nocny stolik.
- Po pukaniu czeka się na słowo: ,,proszę’’ – Popatrzyłam na niego w końcu z nieukrywanym rozbawieniem, kiedy zakładałam sukienkę.
- Ale ty się lubisz droczyć – Pokręcił głową.
- Mógłbyś? – Podeszłam do niego z prośbą zapięcia mi zamka sukienki. Gdy zapinał, odezwałam się. – Wracając do twojego pytania, to szczerze nie wiem. To jest moje pierwsze święto tutaj.
- Rozumiem cię, jednak ty widzisz przeszłość, więc może widziałaś coś.
- Nie – Odwróciłam się do niego, kiedy już zapiął mi sukienkę. – Moje wizję są jak widok z okna TGV. Nie widać nic dokładnie, wszystko dzieje się w nich za szybko.
- Rozumiem – Uśmiechnął się i wrócił do swojej poprzedniej pozycji na moim łóżku.
- A u was, u Volturii, macie coś takiego? – Stałam teraz przy komodzie, męcząc się z zapięcie łańcuszka.
- Ale ty masz pomysły – Usłyszałam jego śmiech tuż za sobą. – Volturii i Wigilia...
Zabrał ode mnie łańcuszek i odgarnął mi włosy. O wiele sprawniej poszło mu zapięcie mi go niż mnie. Gdy skończył, przejechał palcem po mojej szyi i ucałował delikatnie w obojczyk.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział, uśmiechając się do mojego odbicia w lusterku.
- Nie wierzę – Zaśmiałam się, odwracając do niego. – Alec Volturii dżentelmen i komplemenciarz.
- Oj nie gadaj – Uśmiechnął się zawadiacko. – A kto ci ostatnio powiedział, że ładnie ci w ręczniku?
Słowo daję, że gdybym tylko mogła się rumienić, w tym momencie moja twarz byłaby purpurowa. Wołanie Alice wyrwało nas z niezręcznej sytuacji. Szybciutko ubrałam moje czarne szpilki, które idealnie komponowały się z moją brzoskwiniową sukienką przed kolano z czarną kokardką w pasie i koronką na ramionach, i pobiegłam na dół.
Zatrzymałam się w progu, patrząc na przepiękny salon, tonący w tysiącu malutkich, kolorowych światełek. Alec zatrzymał się tuż obok mnie, wpatrując się w tę sielankę.
- Madie, spójrz do góry – poradził mi Jasper, po czym się roześmiał.
Gdy popatrzyłam w skazanym kierunku, zauważyłam, że nad moją i Aleca głową wisi jemioła.
- No już, już kochani – Zaśmiała się Esme. – Tradycja to tradycja.
Odwróciłam się, aby zobaczyć wyraz twarzy Aleca, ale on tylko ujął moją twarz w dłonie i ucałował mnie delikatnie. Jego pocałunek różnił się od poprzednich. Był delikatny, ale co mnie zdziwiło najbardziej, był nieśmiały. Trwał zaledwie ułamek sekundy. Po chwili dołączyliśmy do reszty i przyglądaliśmy się, jak Ness zajada się dwunastoma daniami, popijając z kryształowych kieliszków krew zwierzęcą.
Honey
PostWysłany: Czw 18:48, 17 Mar 2011    Temat postu:

Tak samo mam z Gromem Z Jasnego Nieba. Niby wszyscy czytają, i czytają, a mimo tego piszę rozdział pod rozdziałem.
Madie0810
PostWysłany: Czw 18:42, 17 Mar 2011    Temat postu:

Kochane moje,
Może zachowałam się wrednie, ale nie pisałam dalszych rozdziałów, bo nikt nie komentował. Nie wiedząc czy to czytacie i się Wam podoba zaprzestałam tego. Gdy zobaczyłam nowe komentarze od razu wzięłam się za nowy rozdział. Dodam go w weekend jak tylko Ness mi go sprawdzi ;*
Honey
PostWysłany: Sob 11:59, 12 Mar 2011    Temat postu:

Nie mam żadnych zarzutów co do twojego ff, Madie to cudowna postać. Trudno wymyślić własną postać, i ja dobrze o tym wiem.
Mina Jane była bezcenna, wściekła Jane to niezbyt dobre towarzystwo.
Mam nadzieje że jeszcze coś napiszesz.
Honey

PS. Ja +16 nie czytałam ! Ja czasem przestrzegam limitów.
IsabellaCullen
PostWysłany: Sob 9:04, 12 Mar 2011    Temat postu:

No więc. Rozdział bardzo ładny. Gdzie niegdzie składnia zdania, poszła ale można przymróżyć oko. Co do treści . WoW. Tylko tyle mogę powiedzieć. Bardzo ładnie opisałaś uczucia i emocje między Aleciem i Madie. Oby tak dalej. Jeszcze tu wróce.


IC
Honey
PostWysłany: Pią 17:59, 21 Sty 2011    Temat postu:

Cudowne, jak zawsze z resztą. Kiedy następny rozdział?
Madie0810
PostWysłany: Pią 17:43, 21 Sty 2011    Temat postu:

Z powodów, że rozdział 8 zawiera scenę erotyczną, choć nie za bardzo rozbudowaną daję ograniczenie [+16]
Szczerze mówiąc nie wierzę, że ktoś to przestrzega, ale jak mus to mus.
Miłej lekturki ;*** A i ładnie proszę o komentarze Wink

VIII

Przez cały lot nie zamieniłam ani słowa z żadnym z towarzyszy. Siedziałam, patrzyłam przez okno i rozmyślałam. Nie mogłam opanować strachu przed tym, jak zareaguje rodzina na Aleca i jak my w ogóle będziemy funkcjonować. Emmett, który w trakcie lotu siedział koło mnie, tym razem wcale mi nie dokucza,ł widząc moją minę. Kilka siedzeń dalej siedział Jasper z Aleciem. W pewnym momencie zaczął ogarniać mnie błogi spokój. Odwróciłam się szybko w kierunku Jaspera, wydając z siebie bezgłośne „dziękuję”. Gdyby tylko moja wampirza natura pozwoliłaby mi na płacz, na pewno właśnie spływałaby mi łza po policzku. Nie potrafiłam ukryć mojego żalu, że znowu zawiodłam i narażam na niebezpieczeństwo Cullenów. Jasper już nawet mnie nie uspokajał po raz drugi, bo nic by to nie dało.
Gdy przechodziliśmy przez odprawę i odebraliśmy nasz bagaż, weszliśmy do głównego holu lotniska w Seattle. Carlisle wraz z Edwardem i Alice, siedzieli przy barze i burzliwie o czymś dyskutowali. W sumie nie było to zagadką, że tematem ich rozmowy był nasz nowy gość. Po chwili zauważyli nas. Alice podbiegła z gracją do Jaspera i ucałowała go, następnie ja utonęłam w jej uściskach. Do Aleca pierwszy podszedł Carlisle.
- Witaj młodzieńcze – uśmiechnął się do niego, w ten swój najbardziej rozbrajający sposób. – Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas.
Po Carlisle’u rękę Alecowi uścisnął Edward, przeszywając go wzrokiem. W momencie, gdy emocje nieznacznie opadły, jako ostatnia do Aleca podeszła Alice i przytuliła go. Mina Aleca była piękna w tym momencie. Rozkojarzenie, zdziwienie, zażenowanie i w końcu... Czy to była nieznaczna radość? Nie potrafiłam ukryć rozbawienia. Kiedy szliśmy do auta ciągle trzęsłam się ze śmiechu.
Do domu jechaliśmy w milczeniu, lecz nie było to milczenie niezręczne. Po prostu każdemu było tak wygodnie, a w szczególności mi. Tylko czekałam, aż Alice się na mnie rzuci czekając na relację o mnie i Alecu, choć w sumie nie było, o czym mówić. Przecież nic się nie wydarzyło.
Gdy weszliśmy do domu, reszta rodziny siedziała w salonie i czekała na nasze przybycie. Ze zdziwieniem stwierdziłam wchodząc do środka, że również Ness jest w salonie. Edward tak zawsze ją pilnuje i chroni, a tu proszę.
Pierwsza podeszła do nas Esme, przywitała się ciepło, a za nią to samo zrobiła Bella z Ness. Tylko Rose jak zawsze siedziała obrażona, machnęła tylko ręką w kierunku Aleca i poszła do garażu.
- Madie, zaprowadzisz Aleca i pokażesz mu pokój? – zwrócił się do mnie Carlisle, uśmiechając się. – To ten koło twojego.
W odpowiedzi kiwnęłam głową i poszłam schodami na górę, a Alec podążał za mną. Weszliśmy w milczeniu na pierwsze piętro, otworzyłam drzwi do jego pokoju i odsunęłam się.
- Rozgość się – Siliłam się na uprzejmość, na co on tylko wszedł do środka, a ja poszłam do swojego pokoju i wzięłam prysznic. Przebrałam się w wygodne, wytarte jeansy i dopasowaną bokserkę. Gdyby tylko Alice to zobaczyła, zabiłaby mnie.
Zamknęłam drzwi i skierowałam się do pokoju Aleca. Słyszałam jak na dole Carlisle dyskutował z rodziną na temat gościa.
- Pomóc może? - Uśmiechnęłam się otwierając drzwi. Nigdy nie sądziłam, że prysznic może tak rozluźnić moje nerwy.
Alec się nie odezwał tylko rozpakowywał ciuchy w milczeniu.
- O! A pan co taki małomówny? Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek czuł się nieswojo, albo skrępowany? - Zaśmiałam się.
- Nie drażnij się ze mną – Popatrzył na mnie wściekły znad torby ciuchów.
- A ty to ze mną mogłeś? - Popatrzyłam na niego wyzywająco.
- Ale ja później wynagrodziłem ci wszystko, moja droga? - W wampirzym tempie podniósł się i stanął przede mną.
- Ja wcale cię o to nie prosiłam – Spojrzałam na niego wściekła.
- Przeciwnie, przeciwnie – Podszedł do mnie bliżej, odgarniając mi włosy, mimowolnie przejeżdżając palcem po mojej piersi.
Moje serce znów bez mojej wiedzy zaczęło przyspieszać wraz z oddechem. Zaczęłam się odsuwać, ale z każdym moim krokiem on był coraz bliżej.
- Nie uciekaj – Złapał mnie w pasie. – Przecież oboje wiemy, że tego chcesz...
Cofnęłam się jeszcze o krok, ale poczułam wbijającą mi się w plecy klamkę. W wampirzym tempie wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi. Ruszyłam chwiejnym krokiem w kierunku schodów. Gdy przechodziłam koło pokoju Alice i Jaspera coś złapało mnie za rękę i wciągnęło do pokoju. Opadłam na łóżko pchnięta przez napastnika. Otworzyłam oczy i ujrzałam siedzącą na mnie Alice.
- Gadaj, o co chodzi z tym Alecem... - Patrzyła na mnie oburzona.
- No Aro kazał mu tu przyjechać.
- Wiesz franco, że nie o tym mówię – przewróciła oczami. – Chodzi o ciebie i jego...
- A o to... - Zaśmiałam się nerwowo. – A coś konkretnie chciałabyś wiedzieć?
- Spałaś z nim? - Za jej plecami pojawił się Jasper, a Alice tylko odwróciła się i popatrzyła na niego wściekła. – No co! Przecież i tak byś o to zapytała – zaśmiał się.
- Nie, moi drodzy ciekawscy, nie spałam z nim! - Przewróciłam oczami.
- A zamierzasz? - Zaśmiał się Jasper
- Tego jeszcze nie wiem – Uśmiechnęłam się, i wykorzystując zaskoczenie Alice, wyswobodziłam się z uścisku zrzucając ją tym samym z łóżka.
- Madie, zastanów się nad tym dobrze – zwróciła się do mnie, gdy miałam już wychodzić.
- Ja was o życie erotyczne nie pytam – spojrzałam na Jaspera. – A mogłabym o nim dużo powiedzieć – zaśmiałam się i wyszłam.
Zeszłam na dół i zauważyłam Ness, siedzącą samotnie w salonie. Usiadłam koło niej na kanapie.
- Co oglądasz? – zapytałam ją, patrząc na ekran telewizora – O Victoria Secret...
- O, widzę, że ktoś się tym interesuje – powiedziała uśmiechając się do mnie, po czym przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu.
- Ness, co powiesz na wypad jutro na zakupy? - Popatrzyłam na nią, chcąc poznać jej reakcję.– Albo do kina?
- No jasne – ucieszyła się. – A pójdziesz później na dyskotekę? Ze mną i Jacobem?
- Pamiętaj, że mam pasażera na gapę – Zaśmiałam się, wskazując na górę.
- Rozumiem – powiedziała. – Ty no, ale on ma żyć jak my, to niech idzie.
- No nie wiem...
W drzwiach pojawił się Edward z płaszczem Ness i oznajmił, że idą już do domu. Wstała, założyła go i wyszli. Po chwili za nimi wybiegła Bella, która zagadała się trochę z Alice, a raczej kłóciła się o sukienkę, w którą chochlik chciał ją wcisnąć.
Ja poszłam na górę i położyłam się na swoim łóżku rozmyślając. Moje myśli ciągle krążyły wokół Aleca. Dokładnie naszej rozmowy, którą tak brutalnie przerwałam. Chcąc skupić myśli na czymkolwiek, wzięłam książkę i zaczęłam ją czytać w miejscu, w którym przerwałam ostatnio. Jak na złość kolejny rozdział był poświęcony rzeczom, o których chciałam zapomnieć. Rzuciłam książką przez pokój i przewróciłam się na brzuch oglądając zachodzące słońce. W mojej głowie trwała bitwa, która jeszcze nigdy nie zagościła w moich myślach. Część mnie chciała tego, pragnęła, druga zaś przeczyła pierwszej. Poszłam pod prysznic mając nadzieję, że tak jak poprzednio zimne krople ukoją mi nerwy. Niestety tym razem nie było to dla mnie tak zbawienne jak ostatnio. Owinęłam się ręcznikiem i znalazłam się pod drzwiami Aleca z bijącymi się myślami.
Nawet się nie wytarłam, moje włosy ciągle ociekły wodą. Stałam tam przez chwilkę, ale uznałam, że czego ja tak naprawdę oczekuje. Gdy się odwróciłam kierując do mojego pokoju, Alec otworzył drzwi i złapał mnie za rękę.
- Co się stało? - zapytał, choć ja się nie odwróciłam do niego.
- Miałeś rację... - powiedziałam szeptem, wzdychając.
- Chodź – Wciągnął mnie do środka i zamknął drzwi. – A w czym dokładnie miałem racje?
- Miałeś racje mówiąc, że ja też tego chcę... - Nie spojrzałam mu w oczy, było mi za bardzo wstyd.
- Madie, nie wygrasz z naturą. - Podszedł do mnie i złapał mnie za podbródek zmuszając żebym na niego spojrzała. – To jest tak samo silne jak pragnienie krwi.
To mówiąc objął mnie wolną ręką w pasie. Ciągle patrzyłam mu w oczy, nie robiąc nic. W końcu się zdecydowałam. Dotknęłam delikatnie moimi wargami jego, całując delikatnie, rękami oplotłam go wokół szyi. On przyciągnął mnie bliżej i pogłębił pocałunek przeradzając go w coś naprawdę namiętnego. Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele, zostawiając za sobą ścieżkę podniecenia. Ja również nie byłam mu dłużna. Ciągle go całując zaczęłam rozpinać jego koszulę, gładząc równocześnie jego tors i zrzucając mu ją z ramion.
- Słodko wyglądasz w tym ręczniku – powiedział zrzucając go ze mnie. – Ale tak mi się bardziej podobasz. – Zaśmiał się.
Jego umięśnione ręce złapały mnie za pośladki podnosząc do góry. Szybciutko oplotłam go nogami, całując go w tym czasie po szyi. Podszedł tak ze mną do łóżka, upuszczając mnie i kładąc się na mnie. Całował mnie po szyi, dekolcie, całował, ssał i drażnił moje piersi, a ja oddychałam ciężko przegryzając wargę, żeby być cicho. Złapałam go za ramiona i przyciągnęłam wyżej, przewróciłam go, aby teraz móc być na górze. Gładziłam jego tors, który chował się pod tą okropną peleryną, całowałam jego mięśnie, schodząc niżej. Ściągnęłam mu spodnie i bokserki, odrzucając je za siebie. W ułamku sekundy to znowu on był na górze, całując mnie. Wszedł we mnie mocno i zachłannie, że aż przed oczami pojawiły mi się mroczki. Od tej chwili byliśmy jednością, poruszającą się we wspólnym rytmie, dającą sobie nawzajem melodię jęków, westchnień i rozkoszy.
Madie0810
PostWysłany: Sob 16:23, 15 Sty 2011    Temat postu:

[img][/img]


No i zaczęło się. Historie wszystkich członków Volturich: piekielna Jane, wielcy Felix i Demetrii oraz łowy Heidi. Później ten dziwny, nieszczery uśmiech Aro, a u jego boku zakochana w nim Renata i oczywiście znudzeni i senni bracia Kajusz i Marek. Potem krzyki, niesamowicie głośne krzyki i wołanie o pomoc, błaganie o litość i unoszący się wszędzie ten zapach. Zapach, który przypominał żelazo, rdzę, ale i najlepszy z napoi. Krew. Morze krwi. Na samą myśl moje gardło zaczęło piec, a ja nerwowo zaczęłam połykać ślinę w nadziei, że to coś pomoże. Żołądek kurczył się dając o sobie znać, a w głowie krzyczały głosy; „Smacznego!”.
Obudziłam się, ale pieczenie w gardle nie minęło. Ta krew, ten zapach. To był posiłek Volturich. Ach, krew, co ja bym za nią dała. Rozglądnęłam się i ku mojemu rozczarowaniu oraz panice, nie zauważyłam nigdzie wokół Emmetta ani Jaspera. Siedziałam w jakiejś małej komnacie jedynie z łóżkiem, skazana wyłącznie na siebie. Oplotłam rękoma i nogami jedną z balustrad łoża, zamknęłam oczy i próbowałam uspokoić oddech. Pewnie to głupie, ale był to jedyny przychodzący mi do głowy zdrowy pomysł, aby wytrzymać tę sytuację. Niestety nie pomagało. Przytulając się jeszcze bardziej do zimnego drewna, prawie płacząc zaczęłam nucić coś w akcie desperacji. Jak na ironię jedyna przychodząca mi do głowy piosenka zgadzała się z obecnym stanem.
-Just don’t give up, I’m workin’ it out, Please don’t give in, I won’t let you down, It messed me up, need a, second to breathe, Just keep coming around, Hey, whataya want from me, Whataya want from me*

Drzwi do komnaty otworzyły się. Mój instynkt był szybszy od rozumu. Rzuciłam się na drzwi, które w ostatniej chwili się zamknęły, a on zasłonił je własnym ciałem i pchnął mnie jednym silnym ruchem, że opadłam na łóżko.
Wyglądał dokładnie tak samo, jak ostatnim razem, kiedy go widziałam. Jego średniej długości włosy, jak zawsze zawijały się delikatnie na końcach, a oczy były szkarłatne i patrzyły na mnie ironicznie. Z wyglądu był chuderlawym chłopcem, któremu brakowało tylko okularów i byłby kujonem, ale ja wiedziałam, że gdy się lepiej przyjrzeć, widać każdy mięsień, który skrywał w sobie tą niezwykłą siłę.
Poznaliśmy się w Toskanii, kiedy jeszcze byłam człowiekiem. Niedługo przed moją przemianą, kilkoro dzieci z domu dziecka zostało wysłanych do Włoch na pięciodniowe wakacje. Poszczęściło mi się i również pojechałam. Zwiedzaliśmy zabytki, winnice i mnóstwo przeróżnych budowli, którymi się zachwycałam. Ostatniej nocy mojego pobytu wymknęłam się z domu, w którym nocowaliśmy, by pospacerować po winnicy. Usiadłam na ziemi i spoglądałam w dal na piękno krajobrazu przede mną. Gdy w pewnym momencie ktoś mi go zasłonił i rzucił się na mnie wgryzając mi się w szyję. Nie miałam nawet sił krzyczeć, ponieważ wysysał krew ze mnie w tempie błyskawicznym. Zdążyłam się mu wtedy przyjrzeć dokładnie...
- Kogo tu ja widzę? - Uśmiechnął się ironicznie.
- Zostawiłeś mnie wtedy na pastwę losu! - krzyknęłam zbulwersowana do mojego oprawcy.
- O nie, moja droga. A kto cię wtedy zaniósł do łazienki i upozorował samobójstwo?
- Och, dziękuję, jakiś ty łaskawy.
- Ale ta twoja krew wtedy...- Oblizał wargi. – Mm...No i dlaczego cię przemienili?
- Ty...- Rzuciłam się na drzwi, o które się opierał, ale on był szybszy i silniejszy. Złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany.
- Jaki ty masz temperamencik – Zaśmiał się, gdy przejeżdżał nosem po mojej szyi. Zimne powietrze z jego ust oplotło moją szyję powodując zimne dreszcze, co niestety zauważył.
- Puść mnie - wysyczałam przez zaciśnięte zęby, próbując wyrwać się z uścisku.
- O nie, nie moja droga. Aro kazał mi się tobą zaopiekować, więc zrobię to należycie – Zaśmiał się, gładząc moje plecy i schodził coraz niżej.
- Jesteś obrzydliwy – Odepchnęłam go. – Zostaw mnie w spokoju!
Niestety, na nic się zdało moje wyrywanie się z jego uścisku. Był starszy o jakieś parę set lat, więc nie miałam większych szans. Przylgnął do mnie jeszcze mocniej, wpijając się ustami w moje usta, całując zachłannie. Złapał mnie za nadgarstki, gdy próbowałam się wyrwać. Nie wiem, dlaczego, ale zaczęło mi się podobać. Powoli, nieśmiało, zaczęłam oddawać pocałunki i zwiększać ich intensywność. Wtedy puścił mnie, a ja oplotłam go dłońmi. Jego ręce błądziły po moim ciele, gdy całował moją szyję. Zamknęłam oczy.
- Alec! - Usłyszałam krzyk przy drzwiach, lecz gdy chciałam się odwrócić, oczy zaszły mi mgłą, a ciało zaczęło boleć. Wszystkie mięśnie piekły i bolały, jakby ktoś wbijał w nie igły, jednocześnie palną mnie od środka. Zaczęłam krzyczeć, jęczeć z bólu i wić się. Poczułam, jak opadam na posadzkę, gdy coś w ostatniej chwili mnie złapało.
- Jane! Przestań! – Doszedł mnie krzyk Aleca, a ból zaczął ustawać i zaczęłam normalnie widzieć.
W momencie, kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam stojącą w drzwiach Jane, wściekłą i roztrzęsioną.
- Aro cię woła do siebie... - powiedziała przez zaciśnięte zęby, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z komnaty.
- Chodź – Alec podał mi rękę i pomógł podnieść się z posadzki.
Wstałam, otrzepałam się i ruszyłam za nim. W chwili, gdy przekroczyłam próg komnaty, znalazłam się w wielkiej okazałej sali, sali tronowej, na środku której stały trzy krzesła. Jane zaprowadziła mnie na sam środek sali tak, że stała twarzą w twarz z Arem, Kajuszem i Markiem. Obok nich znajdowali się jak zawsze nieodłączni Felix i Demetrii oraz Alec z Jane.
- Witam, młoda damo, w naszych skromnych progach. – Wstał z krzesła Aro, podszedł do mnie i uścisnął mi rękę. Wiedziałam, co ten gest dla niego oznacza, więc nie protestowałam. Prędzej czy później na pewno by to nastąpiło.
Gdy złapał moją dłoń, nie poczułam nic, poza chłodem jego ręki. W chwili uściśnięcia mi dłoni, jego oczy utkwione w jednym miejscu zaszły delikatnie mgłą, a całe jego ciało znieruchomiało. Po kilku sekundach puścił moją dłoń i spojrzał na Aleca, następnie odwrócił się i usiadł na swoje miejsce.
Wielkie drzwi do komnaty otworzyły się i do środka weszli Jasper z Emmettem, stanęli obok mnie. Popatrzyłam na Jasper i zauważyłam, że patrzy na mnie pytającym wzrokiem.
- Nic mi nie jest – powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się.
- Madie... - odezwał się Aro. – Mam pewną propozycję dla ciebie. Może chciałabyś wstąpić w nasze progi? Bylibyśmy zaszczyceni, goszcząc cię w naszych szeregach. Szkoda, żeby taki dar się marnował.
- Dziękuję bardzo za propozycję, Aro, lecz nie skorzystam. - Starałam się jak najdelikatniej odmówić. – Rozumiesz, Alice jest moją ciotką.
- Rozumiem, rozumiem. - Uśmiechnął się w ten swój dziwny sposób i spojrzał na Aleca, przywołując go gestem ręki. - Z powodu, iż jesteś dzikim wampirem, a rodzina Carlisle’a jest już taka ogromna, pojedzie z wami Alec i będzie sprawdzał twoje postępy. Przy okazji zobaczy jak tam Bella i Nessie. Jeśli moja droga nie będziesz przestrzegała zasad Cullenów i będziesz stwarzać zagrożenie dla naszej rasy, Felix i Demetrii przyjdą tam i domyślasz się, co się stanie, prawda?
Ja jedynie w odpowiedzi przełknęłam głośno ślinę i pokiwałam głową w geście zrozumienia.
- Alec, idź się spakuj, wyjeżdżasz.
- Ależ Aro? - Ten pomysł się Alecowi nie spodobał.
- Żadnych ale! Masz również spróbować żywić się w ich sposób. Ciekawi mnie to. - Zamyślił się. – No już, zmykaj.
Emmett, ja i Jasper, spojrzeliśmy po sobie i wyszliśmy z komnaty, kierując się do wyjścia. Wiedzieliśmy, że zaraz Alec będzie przy naszym wozie. Dało się to wyczytać z gestów Ara. Gdy szliśmy wąskim, ciemnym tunelem, prowadzącym na zewnątrz, zadzwonił telefon Jazza. Jak na wampira przystało, odebrał telefon w szybkim tempie.
- Tak kochanie, to prawda... Niedługo będziemy na lotnisku... Nie martw się o nic... Wiem, że to idiotyczny pomysł... No pa, skarbie... - Po tych słowach, schował telefon do kieszeni i zwrócił się do nas: - Alice wszystko widziała, Carlisle też już wie. Czekają na nas w domu.
Wyszliśmy na ciepłe, nocne, włoskie powietrze i ruszyliśmy w milczeniu do bram miasta. Gdy znaleźliśmy się przy aucie, stał już tam Alec z torbą podróżną. Wyglądał całkiem inaczej, ubrał się na luzie i pozbył się tej okropnej czerni i peleryny. Cóż mogę stwierdzić, był naprawdę przystojny...


* Tylko się nie poddawaj, Rozpracuję to, Proszę, nie oddawaj, Nie pozwolę ci upaść. To mnie zmieszało, Potrzebuję sekundy na oddech. Tylko wciąż krążąc, Hey, czego chcesz ode mnie? Czego chcesz ode mnie?
(Adam lambert - Whataya want from me)
Tiffani
PostWysłany: Czw 12:29, 13 Sty 2011    Temat postu:

Wspaniałe. Madie staje się moją ulubioną bohaterką. Kiedy ciąg dalszy? <prosi> Świetne ! ;*
Reneesme1
PostWysłany: Czw 10:16, 13 Sty 2011    Temat postu:

Mnie też się podoba. Zyczę dużo weny i wartkiej akcji. Pozdrowienia Smile
Renesmee
PostWysłany: Wto 14:40, 11 Sty 2011    Temat postu:

Tak jak już ci mówiłam: Rozdział jest fajny. I wcale nie taki zły!
Akcja z małolatami była świetna. Madie pokazała się z strony, której nie znaliśmy.
Myślę, że Volturi ją zostawią w spokoju i pozwolą jej żyć z Cullenami.
Życzę ci bardzo dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział Wink
Miłego dnia, Nessie
Honey
PostWysłany: Pon 17:28, 10 Sty 2011    Temat postu:

Dzisiaj ja śpię po prawej stronie!
Hhahahah!Uśmiałam się przy tym.
Błędów nie widziałam..więc...

W
E
N
Y
Madie0810
PostWysłany: Pon 17:11, 10 Sty 2011    Temat postu:

VI

Gdy wjeżdżaliśmy pod górę, ujrzałam wielkie mury obronne i dachy domów pięknego zabytkowego miasta. Byłam oczarowana tymi zdobieniami, sztukaterią i tym mistycznym wręcz klimatem, który tworzył się wokół tego miejsca. Westchnęłam z zachwytu.
- Tak, to Volterra. Wbrew pozorom najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. - Uśmiechnął się Jasper, gdy zaparkował auto tuż przed bramą wjazdową. – Musimy iść pieszo, bo tam nigdy nie ma gdzie zaparkować.
Wyszliśmy z auta i powoli przemierzaliśmy wąskimi uliczkami miasto. Musieliśmy trzymać się tych bardziej zaciemnionych, ponieważ ostre słońce chyliło się właśnie ku zachodowi. Aby bezpiecznie przeczekać ten czas, wstąpiliśmy do kawiarni.
- Chcesz coś do picia? - spytał Emmett.
- Przecież i tak nie pijemy ludzkich napoi. – Wzruszyłam ramionami
- Pozory kochanie, pozory – pokręcił głową Emmett i podszedł do baru.
- No skąd mogłam wiedzieć, że jesteście aż tacy ludzcy? - zaśmiałam się, patrząc na Jaspera.
- Nie wiesz o nas jeszcze wielu rzeczy, bambino*.
Puściłam to bambino mu płazem tylko dlatego, że byliśmy w miejscu publicznym i on o tym wiedział, bo po chwili poczułam ogarniający mnie błogi spokój.
Emmett wrócił z kubkami.
- Dwa espresso i latte – postawił kawy na stoliku i rozsiadł się w beżowym fotelu koło nas. Przysunęłam do siebie latte i powąchałam.
- Fuuuu... - Skrzywiłam się.
- Mówiłem już, że jesteś dziwna? - zapytał Jasper znad swoje kubka.
Upiłam łyk kawy lekko się krzywiąc, ale okazało się ku mojej uciesze, że kawa nie ma smaku dla mojego wampirzego podniebienia.
- Ty mówisz, że ona jest dziwna, to odwróć się – Emmett krył się jak tylko mógł za kubkiem espresso, lecz bez większych efektów. Wyglądał jak 5 latek próbujący schować się za młodą brzuską.
Jasper i ja odwróciliśmy się w stronę, którą wskazał Emmett. Okazało się, że przy stoliku za Jasperem siedziała grupka nastolatek, mniej więcej w wieku 14-16 lat, wytapetowanych, ubranych całkowicie na różowo i odpierdzielonych, jakby wybierały się na jakąś dyskotekę. Machały i uśmiechały się zalotnie to do jednego to do drugiego.
- Nie wiedziałam, że mamy Halloween – zaśmiałam się odwracając.
- Ciebie to śmieszy, a to jest naprawdę zmora – oburzył się Jasper. – Owszem, to było fajne, kiedy nie znałem jeszcze Alice i machały do mnie dwudziestolatki, ale sweet szesnastki?
- Śmiało moglibyśmy być ich dziadkami, jak nie lepiej – dodał Emmett.
- Jak się przyczepią, to koniec. Będą chodzić krok w krok za nami. – Złapał się za głowę Jazz.
- Pomogę wam, jeśli chcecie, ale pod jednym warunkiem. Nie będę dłużej traktowana jak dziecko. - Popatrzyłam na nich. Ja wiem, że nie kopie się leżącego, ale to była dobra okazja, żeby przestali nazywać mnie bambino i temu podobne.
- Wszystko, Madie, tylko pomóż. - Popatrzył na mnie Emmett.
- Ale nastolatki są aż tak straszne? - zapytałam retorycznie.
- Są! - Odpowiedzieli mi zgodnie.
Tak, więc zdeterminowana do działania wstałam od stolika i podeszłam do Emmetta.
- Tylko się nie zdradźcie, że udajecie – powiedziałam w wampirzym tempie, na co oni tylko mrugnęli w odpowiedzi.
Stanęłam za Emmettem, przez co byłam przed moją widownią oko w oko.
„No to zaczynamy” - pomyślałam.
Zaczęłam głaskać Emmetta po torsie i nachyliłam się do jego ucha ciągle patrząc na małolaty. Udawałam, że szepczę mu coś, po czym pocałowałam go w zagłębienie za uchem.
Jasper, który się temu przyglądał, z trudem tłumił kolejne ataki śmiechu. Gdy już skończyły mi się pomysły jak „uszczęśliwić Emmetta” kołysząc biodrami podeszłam do Jaspera. Stanęłam tyłem do już zbulwersowanej publiczności. Położyłam głowę na ramieniu Jaspera.
- Kotek, też chcesz rurkę z kremem? -Słodziutki głosik naprawdę dobrze mi wychodził, na co Emmett mało nie opluł się kawą.
- Oczywiście, Perełko. – Uśmiechnął się Jasper.
Podeszłam do baru i zamówiłam rurki z kremem. Za plecami usłyszałam rozmowę chłopaków.
- Dzisiaj ja śpię po jej prawej stronie – odezwał się Emmett. Gdy się odwróciłam okazało się, że nasza widownia wstała oburzona i zbierała się do wyjścia.
W momencie, gdy opuściły kawiarnię, wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Nigdy nie sądziłam, że jestem zdolna do takich zachowań, jak dzisiaj. Nie powiem, lubię się zabawić i powariować, ale dzisiejsza akcja przerosła moje oczekiwania. Oni sprowadzają mnie na złą drogę.
Po godzinie, gdy słońce już zaszło, wyszliśmy z kawiarni i skierowaliśmy się na plac św. Marka. W jednej z bocznych uliczek czekała Jane. Poznałam ją dzięki opowieściom Jaspera w samolocie. Blond włosa, czerwono oka, poważna, wręcz posągowa istotka o wielkiej sile i z wielką władzą. Gdy się do niej zbliżyliśmy, czekało na nas oschłe powitanie i ironiczny wzrok wbity głównie we mnie.
Jane prowadziła nas wąskim korytarzem w podziemiach, który wyglądał jak średniowieczna droga prowadząca do lochów. Moje ciało zaczęła ogarniać senność, zaczęłam ziewać i tracić panowanie nad ciałem.
Nie spodziewałam się, że ta droga będzie dla mnie krótsza niż dla innych....

* bambino - z włoskiego "dziecko"
Reneesme1
PostWysłany: Nie 9:13, 09 Sty 2011    Temat postu:

Mnie też się bardzo podoba. To opowiadanie jest naprawdę interesujące. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. A swoją drogą dziewczyna ma gust jeśli chodzi o samochody. Świetny wybrała, ja pewnie też bym taki wybrała.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group