Autor |
Wiadomość |
Gość |
Wysłany: Wto 16:59, 30 Kwi 2013 Temat postu: |
|
Dlaczego przestałaś pisać?! pisz dalej jestem bardzo ciekawa. |
|
|
Nemezis |
Wysłany: Śro 20:53, 07 Wrz 2011 Temat postu: |
|
Nareszcie coś nowego! ;D bardzo się cieszę, ale Bella nie powinna tak łatwo wybaczać Edowi, a Jazz mówić mu o swoich uczuciach (ale trudno, stało się)
i ciekawa historia Jazza ;D jak zrobiłaś mu innego stwórcę, to może reszta będzie odrobinę bardziej brutalna niż w Zmierzchu? bo ten chłopak, przepraszam, mężczyzna, zasługuje na wielkie szczęście |
|
|
Invincibile |
Wysłany: Śro 10:27, 31 Sie 2011 Temat postu: |
|
No cóż, mam nadzieję, że się Wam spodoba
Rozdział VI
Jasper
Przeniosłem dziewczynę na tylne siedzenie, i sam usiadłem obok niej. Spojrzałem na jej delikatną, lekko zaczerwienioną twarz i uśmiechnąłem się do siebie. Zasługiwała na szczęście. Na kogoś, kto może ją szczęśliwą uczynić
Przecież to możesz być Ty! Zaskrzeczał mi w głowie złośliwy głosik, podobny do głosu Alice.
No właśnie. Alice. Może miała jakąś wizję, i powinienem z nią porozmawiać? Telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni i głośno dzwonić. Bella się przebudziła i spojrzała na mnie zamglonymi, zaspanymi oczami
- Co się dzieje? – ziewnęła i przytuliła się do mnie bardziej, jakby dalej chciała iść spać
- Nic, Bello. Ślij, jeśli Ci wygodnie – uśmiechnąłem się do niej a ona odwzajemniła do z wdzięcznością. I kiedy mogłoby się zdawać, że dziewczyna zasnęła, i zupełnie nieświadoma położyła ciepłą dłoń, ma moim brzuchu, zerwała się jak oparzona.
- Jezu, Jasper, przepraszam! – wykrzyczała rumieniąc się. Wyglądała teraz naprawdę słodko
- Maleńka, tak było dobrze – uśmiechnąłem się lekko – Nie uważasz, że jakby mi to przeszkadzało, to odsunąłbym Cię?
- Pewnie tak... – szepnęła przysuwając się do mnie i opierając głowę o moją klatkę piersiową. Objąłem ją i zataczałem kółka na jej ramieniu – To bardzo przyjemne Jasper... – mruknęła, rumieniąc się jeszcze bardziej. Zaśmiałem się.
- Wiem Bello. Śpij już – szepnąłem nachylając się nad nią. Kontrolowanie pragnienia idzie mi coraz lepiej. Chociaż nie wiem co by się stało jakby chciał ją...
Pocałować... Chyba powinienem dać sobie spokój. Taka dziewczyna nigdy nie będzie chciała pocałować potwora. Potwora jakim jestem od ponad stu lat.
Zamknąłem oczy powracając do wspomnień z czasów kiedy jeszcze byłem człowiekiem.
- Jasper, obiecaj że wrócisz do mnie – powiedziała blondynka śmiejąc się wesoło
- Obiecuję, Elizabeth. Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy – pocałowałem ją delikatnie i wsiadłem na konia. Odjechałem, widząc łzy w jej oczach. Jednak wtedy byłem pewien, że wrócę. Wojna toczyła się w najlepsze. Byłem skołowany, słysząc ciągłe strzały i wybuchy. Tysiące rannych i zabitych żołnierzy. Cały mój oddział schował się w lesie. Mieliśmy atakować z ukrycia. Każdy poszedł w swoją stronę, jednak tylko mnie złapała Particia.
- Witaj, żołnierzu. Widzę, że jesteś wyczerpany ciągłą walką – szepnęła ponętnym tonem, puszczając mi przy tym oczko. Spojrzałem na nią badawczo. Miała w sobie coś, co sprawiło, że chciałem jej zaufać
- Tak, wojna wyczerpuje i zabiera liczne ofiary. Jednak zawsze chciałem zginąć w słusznej sprawie. A śmierć za ojczyznę wydaje się dobrym sposobem, by o mnie pamiętali.
- Mogłabym Ci pomóc. Staniesz się tym, kim ja jestem – stanęła przede mną – Będziesz szybszy, silniejszy. Zdobędziesz wyostrzone zmysły – szepnęła patrząc na mnie. Dopiero teraz dostrzegłem jej czerwone oczy. Cofnąłem się o krok. – Nie bój się Japserze. Nie masz czego. Nie stanie Ci się żadna krzywda z moich rąk – skwitowała zbliżając się do mnie. Ponownie zacząłem się cofać. Ale kiedy natrafiłem na drzewo wiedziałem, że nie ma już ucieczki. Dziewczyna, a właściwie kobieta w niesamowicie szybkim tempie zbliżyła się do mnie i wpiła zęby w moją szyję. Krzyknąłem, i momentalnie zrobiło mi się słabo. Czułem niewyobrażalny ból, jakby ktoś włożył mnie całego w żywy ogień. Chciałem umrzeć, cokolwiek, żeby to tylko się skończyło. Powoli zacząłem osuwać się w nicość. Mając na ustach tylko jedno słow. Elizabeth.
Obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu. Z małego okna, tuż przy suficie dobiegał mnie nikły blask księżyca. Do pokoju weszła czarnowłosa. Nawet w takich ciemnościach wyraźnie widziałem jej twarz. Dopiero teraz dostrzegłem, jak jest niesamowicie piękna.
- Jasperze, od dzisiaj będziesz mi pomagał – usłyszałem anielski głos, który niczym grom z jasnego nieba rozświetlił mój umysł. Wstałem z podłogi i spojrzałem w jej oczy – Jestem Twoim stwórcą. Musisz mi pomagać – szepnęła i usiadła w starym, zniszczonym fotelu.
- Jak sobie życzysz, moja pani – powiedziałem powoli i podszedłem do niej – W czym mam Ci pomagać?
- Otóż, będziesz szkolił nowonarodzonych. Mam w planach stworzyć armię i walczyć z każdym wampirem, który mi się sprzeciwi – zaśmiała się szaleńczo – Zniszczę ich wszystkich – skwitowała zacierając ręce.
Poruszyłem się niespokojnie, na co Bella tylko wtuliła się we mnie bardziej. Jestem potworem. Potworem, który zagraża dziewczynie którą kocham. Tak, dopiero teraz dotarło do mnie, że kocham Bellę. Miłością czystą i bezgraniczną. Jak mąż kocha swoją żonę.
- Isabello, nawet nie wiesz, jak jesteś dla mnie ważna – szepnąłem i delikatnie wyjąłem telefon z kieszeni. – 23:37. Pora wracać do domu. Mam nadzieję, że Alice już załatwiła wszystko z Edwardem, a on uspokoił się. – Delikatnie potrząsnąłem Bellą, na co dziewczyna otworzyła zaspane oczy i przetarła je piąstkami
- Co się dzieje? – mruknęła zaspana. Historia widać lubi się powtarzać. – Tak dobrze mi się spało – ziewnęła
- Pora wracać do domu, maleńka – szepnąłem uśmiechając się do niej. Wysiadłem z samochodu i przesiadłem się na miejsce kierowcy. Dziewczyna tylko spojrzała na mnie z wdzięcznością, i szczelniej otuliła się moją bluzą. Ruszyłem, i niespełna 15 minut później byliśmy już w domu. Moja rodzina siedziała spokojnie na sofie w salonie, jakby nas oczekując. Stanęliśmy przed nimi. Bella, oczywiście, zarumieniła się, widząc na sobie rozbawione spojrzenia mojego rodzeństwa. Emmet uśmiechał się do niej szeroko, Rosalie tylko patrzała rozbawiona, a Alice z Edwardem zawzięcie o czymś dyskutowali.
- Bello, powinienem Cię przeprosić. To było bardzo niestosowne, obrażać Cię przy obecności innych uczniów – powiedział Edward stając naprzeciwko niej. Jego oczy błysnęły niebezpiecznie. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Odczuwałem bijące od niego szczęście, i nutkę zazdrości.
- Ja...Rozumiem. Byłeś zdenerwowany, a ja jestem nieproszonym gościem. Miałeś prawo tak zareagować. – powiedziała speszona patrząc się na niego.
- Przepraszam. Mam nadzieję, że będziesz w stanie mi wybaczyć – uśmiechnął się do niej szczerze. Carlisle patrzył na to ze spokoje, a Esme ze wzruszeniem
- Ja.. Tak, oczywiście. – powiedziała i uścisnęła jego dłoń.
- Skoro wszystko już załatwiliście, i nie ma więcej niejasnych sytuacji, to chciałbym Ci Bello przedstawić moją żonę. To jest Esme – wskazał na brązowowłosą. Esme podeszła do Belli i uścisnęła ją przyjaźnie.
- Cieszę się, że dołączyłaś do rodziny. Jestem pewna, ze poczujesz się tu jak w domu.
- Już się tak czuję – skwitowała Bella i odsunęła się delikatnie od kobiety, uśmiechając się do niej.
- Bello, pewnie od rana nic nie jadłaś. Musisz być głodna! – zapiszczała Alice, wprost do ucha dziewczyny. – Chodź, przygotuję Ci późną kolację – uśmiechnęła się szeroko. Usiadłem na kanapie obok Edwarda.
- Chyba się zakochałem – pomyślałem patrząc przed siebie
- W kim? – spytał chłopak patrząc na mnie z lekkim uśmiechem
- W Belli. – spojrzałem na niego uważnie – Jest jak... Jak anioł. Dzięki niej, czuję, że żyje, a nie tylko egzystuję. Nie wiem jak to możliwe.
- Jest ładna, rzeczywiście. Jasper, jesteś pewien, że to miłość? Nie chcemy, byś ją skrzywdził.
- Tak, jestem pewny – uciąłem głośno i poszedłem do swojego pokoju.
Bella
Poszłam za Alice do kuchni. Dziewczyna przerażała mnie, jednak czułam do niej jakąś nić sympatii. Może faktycznie mogłybyśmy zostać przyjaciółkami... Uśmiechnęłam się delikatnie
- Co byś zjadła Bello? Wiesz, my nie jemy ludzkiego jedzenia już od długiego czasu. Masz może ochotę na tosty? – zapytała podchodząc do lodówki. Dopiero teraz mocno zaburczało mi w brzuchu. Alice roześmiała się wesoło.
- Tak, tosty będą znakomite – uśmiechnęłam się do niej i zdjęłam bluzę Jaspera. Spostrzegłam, że jest czarna, z zielonym smokiem na plecach. I strasznie mi się spodobała.
- Bello, jak to jest między Tobą a Jasperem? – zapytała bez skrępowania, krzątając się po kuchni.
- Ja... e... Wolałabym o tym tutaj nie rozmawiać. Może jutro wybrałybyśmy się na spacer, to porozmawiamy spokojnie, bez świadków? – spojrzałam na swoje paznokcie. Poczułam jak moje policzki się rumienią. Zdrajcy!
- A może poszłybyśmy na zakupy? – postawiła przede mną talerz z tostami i zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem – przydałaby Ci się zmiana garderoby.
- Chętnie – odpowiedziałam gryząc tosta – Jutro po szkole? – spojrzałam na nią.
- Tak, będzie świetnie. Zobaczysz, Bello, pokochasz zakupy ze mną! – zaświergotała uśmiechając się szeroko. Skończyłam jeść i odsunęłam od siebie telerz.
- Ale jestem pełna... – poklepałam się po brzuchu. – A teraz wybacz, ale misiaczek się najadł, misiaczek idzie spać – zaśmiałam się i wstałam od stołu. Złapałam swoją torbę i powędrowałam do swojego pokoju. Dziewczyna odprowadziła mnie wzrokiem i siadła w salonie. Słyszałam jeszcze stłumioną rozmowę. Weszłam szybko do pokoju i nagle posmutniałam.
Chciałabym, żeby między mną, a Jasperem coś było. Nie przyjaźń tylko może... miłość? Tak, to będzie dobre słowo.
Rozebrałam się i łapiąc pidżamę poleciałam pod prysznic. Umyłam się dokładnie. Na dzisiaj za dużo wrażeń. Postanowiłam jednak, poutrudniać życie chłopakowi imieniem Tylor. Na za dużo sobie dzisiaj pozwolił. I te jego żółte zęby... Ohyda!
Rzuciłam się na łóżko, przebrana w czarną koszulkę i niebieskie spodenki. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wzięłam bluzę Jaspera i położyłam sobie pod głową. Nakryłam się tylko kołdrą i momentalnie odpłynęłam do krainy snów. Do mojej krainy, gdzie wszystko jest kolorowe. Gdzie wszystko ma jakiś sens i wcale nie trzeba szukać drugiego dna. Do krainy, w której mogłam być Szczęśliwa. |
|
|
Nemezis |
Wysłany: Wto 20:01, 16 Sie 2011 Temat postu: |
|
mam nadzieję, że nie zakończysz tego opowiadania tak szybko jak niektórzy autorzy, że zaczynają i kończą w połowie. życzę weny, napisz szybko |
|
|
Reneesme1 |
Wysłany: Śro 19:04, 10 Sie 2011 Temat postu: |
|
Boże, to opowiadanie jest cudowne !!!!!!!!!!!!!!!!!! Kocham je !!!!!!!!!!!!!!!!!! A wątek z Bellą i Jasperem jest świetny. Nie mogę się doczekać jak umilą życie Edziowi:) |
|
|
wilczyca |
Wysłany: Sob 13:03, 06 Sie 2011 Temat postu: |
|
Bella i Jazz? Super. Sama piszę opowiadanie w tym kierunku, ale uwielbiam czytać coś czego nie napiszę sama. Zwłaszcza kiedy mam podobne zdanie |
|
|
lilia96 |
Wysłany: Wto 15:39, 02 Sie 2011 Temat postu: plisss |
|
KOCHAM twoje opowiadanie!!! Błagam NIE KOŃCZ go!!! |
|
|
Invincibile |
Wysłany: Pon 19:11, 23 Maj 2011 Temat postu: |
|
Jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że udało mi się skleić coś sensownego Zapraszam
Rozdział V
Bella
Lekcje minęły zadziwiająco szybko. Dopóki nie zaczęła się Biologia. Dziś miał być egzamin, jednak ja byłam z niego zwolniona. Niedawno przyjechałam do Forks, więc trudno, żebym miała umieć to wszystko, co oni. Na tej lekcji siedziałam z Edwardem, z czego ani ja, ani on nie byliśmy specjalnie zadowoleni. Chłopak skończył w zaskakująco szybkim tempie.
Bello, jest wampirem. Co się dziwisz? Pewnie przerabiał ten materiał milion razy.
Po tej myśli do głowy wpadł mi genialny pomysł. No, może nie genialny, ale na początek dobre i to. Szybko naskrobałam kilka rzeczy, które pamiętałam. Oczywiście każda dotyczyła któregoś z tematów sprawdzianu, po czym położyłam ją na kolanie chłopaka. Nie zauważył nawet.
Zabawę czas zacząć, Cullen
Zaśmiałam się w duchu i cierpliwie czekałam. Nauczyciel przechadzał się po klasie.
- Panie Banner, mogłabym się zwolnić do końca tej lekcji? Nienajlepiej się czuję... – powiedziałam powoli patrząc na niego.
- Faktycznie, Panno Swan, jesteś blada. Proszę, możesz iść. – podszedł do biurka i napisał mi coś na kartce. Postanowiłam, że poczekam pod klasą, na reakcję nauczyciela. Wyszłam powoli i stanęłam za drzwiami. Po chwili usłyszałam stanowcze słowa:
- Panie Cullen! Czy to jest ściąga? Od zawsze wiedziałem, że nie mógłbyś mieć tak wielkiej wiedzy, w zakresie mojego przedmiotu. Jutro, o godzinie 16, będziesz pisał jeszcze raz to samo. W tym momencie wpisuję Ci jedynkę. Nie spóźnij się! – krzyknął nauczyciel. Stłumiłam w sobie śmiech i spojrzałam na zegarek. Za 4 minuty dzwonek. Skierowałam się w stronę wyjścia do szkoły.
Kiedy tylko wyszłam ze szkoły rozległ się tak ukochany przez wszystkich uczniów dźwięk. Chwilę później podbiegł do mnie pewny chłopak, łapiąc mnie delikatnie za rękę. Powoli odwróciłam głowę, i to co zobaczyłam, przeraziło mnie. Tyler, uśmiechający się do mnie. Wyrwałam szybko dłoń z jego uścisku.
- Człowieku, czy Ciebie totalnie podupczyło? Myślisz, że co? Że jak rozbierałeś mnie przez całą przerwę w stołówce, a ja nic Ci nie powiedziałam, to przelecisz mnie? – wzdrygnęłam się na samą myśl – Ogarnij się, i lepiej zainwestuj w dentystę, bo Twoje zęby pozostawiają wiele do życzenia! – krzyknęłam i po chwili zastanowienia dodałam – A teraz możesz mnie już zacząć ubierać, bo zaraz muszę jechać do domu – odwróciłam się na pięcie, i odeszłam. Przy samochodzie czekała na mnie cała nowa ‘rodzina’
- Genialnie Bello, nikt jeszcze go tak nie ośmieszył. – wykrztusiła śmiejąc się Rosalie. Emmet pokiwał głową, jakby na potwierdzenie jej słów. Sama uśmiechnęłam się. Edward wściekły wyleciał ze szkoły. Podbiegł do nas i zmierzył mnie wzrokiem. Alice wciąż śmiała się. Jasper tylko się uśmiechał stojąc za moimi plecami.
- To Twoja wina! – zmierzył mnie groźnie wzrokiem i wydarł się stając bliżej mnie – To Wszystko Twoja wina! To Ty podłożyłaś mi tą ściągę! Przez Ciebie jutro muszę pisać jeszcze raz! – stał i się na mnie darł. Widziałam, jak jego oczy pociemniały. Przeraziło mnie to. Nigdy nie widziałam wściekłego wampira, i nie wiedziałam do czego one są zdolne. Alice stanęłam przed chłopakiem
- Edward, już, spokojnie – szeptała łapiąc go za twarz i zmuszając do spojrzenia jej w oczy – Jasper, zabierz bellę jak najdalej stąd. Najlepiej jedź z nią aż pod granicę La Push. My się nim zajmiemy – powiedziała Alice nie patrząc na nas, wciąż próbując uspokoić swojego chłopaka. Jasper szybko wpakował mnie do samochodu, i siadając za kierownicą, ruszył z piskiem opon.
- Coś Ty mu zrobiła, Bello? – zapytał zerkając na mnie kątem oka.
- Cóż... Postanowiłam uprzykrzyć mu trochę życie. Po tym, jak uświadomił całą szkołę, że jestem sierotą – głos utkwił mi w gardle, a łzy podeszły do oczu. Mimo, że udaję twardą, tak naprawdę jestem cholernie wrażliwa. – obiecałam mu, że uprzykrzę mu życie – dokończyłam szeptem ścierając łzy z policzków.
Nie płacz, kur*a, Jemu to zwisa!
- Bello, jesteś taka... ludzka. Zemsta nie jest tu wyjściem – zatrzymał się w samym środku lasu i spojrzał mi w oczy – Znam Edwarda naprawdę długo. On po prostu... ma do Ciebie dystans – mówił powoli, jak do małego dziecka.
- Ale dlaczego, dlaczego upokorzył mnie przed całą szkołą? Wiesz jak to jest wciąż widzieć spojrzenia pełne litości? Wiesz jak to jest wiedzieć, że ludzie wciąż rozmawiają o Tobie za Twoimi plecami? I jak mówią o Tobie niekoniecznie te dobre rzeczy? – zaczęłam podnosić głos ze zdenerwowania. Jasper delikatnie ujął moje dłonie. Poczułam ogarniający mnie spokój. Spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się do mnie delikatnie – Boże, ja się zakochałam... – szepnęłam, i dopiero po chwili zorientowałam się, że powiedziałam to na tyle głośno, że chłopak doskonale mnie słyszał. Gwałtownie się zarumieniłam.
- Bello ja... Ja nie wiem co Ci odpowiedzieć. Jesteś dla mnie naprawdę ważna. Raz czułem coś takiego... – chłopak spojrzał na mnie spojrzeniem, w którym był widoczny tylko wielki ból.
- Nie musisz mi o tym mówić, jeśli nie chcesz... – szepnęłam i spłonęłam jeszcze większym rumieńcem.
- Chcę. Uważam, że powinnaś wiedzieć. – spojrzał przed siebie/ Wyglądał tak poważnie tak...
Nieludzko? Pisnął cichy głosik w mojej głowie. Naprawdę, czasem mam wrażenie, że gdzieś głęboko, we mnie, siedzi mały, popierdolony, zielony chochlik, który chce przejąć władzę nad światem.
- Jeszcze kiedy byłem człowiekiem, zaciągnąłem się do wojska. Byłem nieletni, więc dodałem sobie kilka lat, żeby bez pytań mnie wzięli. I udało się. Tam, kiedy skończyłem dwadzieścia lat, pewna wampirzyca mnie przemieniła – spojrzałam na niego pytająco. Widać zauważył moje spojrzenie – To nieistotne jak brzmi jej imię, Bello. W każdym razie, po mojej przemianie oświadczyła mi, że będę zajmował się szkoleniem nowonarodzonych, a kiedy stawali się bezużyteczni, miałem ich po prostu bez skrupułów zabijać. – daję słowo, gdyby mógł, rozpłakałby się. I nie mówię tego z ironią – W końcu nie wytrzymałem presji, odszedłem od niej. Zostawiłem wszystko za sobą, chciałem spalić mosty. Wtedy pojawiła się Alice, z uśmiechem komunikując mnie, że zdecydowanie za długo kazałem jej a siebie czekać. Z początku nie rozumiałem, o co może jej chodzić, jednak kiedy wyczułem niej wampira, wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Opowiedziała mi o sobie, o Cullenach, i o tym, że będziemy razem i będziemy szczęśliwi – tu zatrzymał się i zaśmiał gorzko, jednak nim zdążyła się odezwać, chłopak kontynuował – Nie szukaliśmy ich długo. Carlisle był tak wspaniałomyślny, ze pozwolił przyłączyć się nam do rodziny. Przez lata byliśmy szczęśliwi, żyliśmy spokojnie, każdy swoim życiem. Jednak... Edward – prawie wypluł jego imię – zaczął zalecać się do Alice. Na moich oczach. Jednakże znosiłem to, aczkolwiek bolało mnie to. Długo, naprawdę długo starałem się ukryć mój ból. Kiedy zastałem ją w łóżku z Edwardem, wybaczyłem jej to. Kochałem ją a ona... – spojrzał na mnie - oznajmiła mi, że już mnie nie kocha, że nie zależy jej na mnie. Wolała Edwarda. A moje serce... Cóż, rozkruszyło się. To, co z niego zostało, to pustka, czarna dziura. Kompletna otchłań – Jasper oparł się o kolana i ukrył twarz w dłoniach
- Jasper ja... naprawdę mi przykro – powiedziałam przysuwając się do niego. Na tyle, na ile pozwoliły mi pasy i miejsce oczywiście. Położyłam mu dłoń na ramieniu
- Bello, naprawdę doceniam Twoje wsparcie. Przez te kilka dni... Dowiedziałaś się o mnie więcej, niż cała moja rodzina. Oni po prostu byli ciekawi. Ty chcesz wiedzieć. Tobie zależy, żeby wiedzieć... – wyszeptał i złapał za moją dłoń. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Spojrzał na mnie, a w jego spojrzeniu było coś, co dostrzegłam tylko w spojrzeniu moich rodziców. Troskę i coś jakby... miłość? Chciałabym...
- Kiedy wracamy do domu? Chłodno tutaj – zmieniłam temat, kiedy dostrzegłam, że poprzedni jest dość bolesny dla blondyna.
- Nie wiem – szepnął podając mi swoją bluzę i uśmiechając się przy tym słodko – Alice napisała do mnie, że dadzą mi znać, jak tylko Edward się uspokoi. Pewnie jeszcze nie jest z nim najlepiej. A co do Twojego planu... Myślę, że można by go trochę urozmaicić... – powiedział z niebezpiecznym błyskiem w oczach. Uśmiechnęłam się w jego stronę
- Co masz na myśli ? – spytałam, bacznie go obserwując. Chłopak opowiedział mi pokrótce, jak jeszcze można uprzykrzyć życie Edwardowi a mi plan bardzo się spodobał...
Edwardzie, masz przekichane...
To właśnie była ostatnia myśl, nim odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Poczułam jeszcze tylko, jak ktoś wysiada ze mną z samochodu i przenosi mnie na tylne siedzenia, i w chwilę później spałam w najlepsze. |
|
|
Honey |
Wysłany: Nie 16:31, 22 Maj 2011 Temat postu: |
|
Renesmee1, Bells ma być z panem Cierpiącym vel Jasperem
Mi tam się podoba! Może być zmierzchowe bo na podstawie zmierzchu powstało!
Honey |
|
|
Reneesme1 |
Wysłany: Nie 13:46, 22 Maj 2011 Temat postu: |
|
Świetne ! Choć trochę zahacza o Zmierzch, to jednak postawiłabym 5+. Życzę dużo weny i więcej ciekawych rozdziałów.
Pozdrawiam
Reneesme1
Ps. Z niecierpliwością czekam na wątek Bella-Edzio |
|
|
Invincibile |
Wysłany: Wto 18:38, 17 Maj 2011 Temat postu: |
|
Dodaję nowy rozdział. Wiem, że może to jest trochę.. nudne, zbyt zmierzchowe czy jakiekolwiek inne, ale byłoby mi bardzo miło, jakby ktoś jednak naskrobał chociaż ze dwa zdania, mówiące co o tym wszystkim myśli.
Rozdział IV
Przytulił się do niej tylko raz, a Ona zakochała się w tym uścisku...
Jasper
Siedziałem na parapecie myśląc o moim dawnym życiu, jeszcze kiedy byłem człowiekiem. Przerwało mi ciche pukanie do pokoju.
- Proszę – powiedziałem spokojnie i ujrzałem Bellę. Dziewczyna niepewnie weszła i spojrzała na mnie
- Jasper... – szepnęła rumieniąc się słodko – Przepraszam, nie powinnam na Ciebie tak krzyczeć. Nie mogłeś wiedzieć, że... – zawahała się przerywając
- Że? – zapytałem podchodząc do niej. Jej oczy się zaszkliły, połuskując smutno, jednak szybko wytarła te łzy. Czułem bijący od niej ból i rozczarowanie. I taki jakby... Strach?
Czyżby się mnie bała?
- Dostałam tą gitarę od Charliego i Renee, na dziewiąte urodziny. Jest dla mnie naprawdę ważna, i wcześniej nikt, poza mną oczywiście nie grał na niej. Nie potrzebnie się uniosłam – spuściła głowę, nie patrząc nawet na mnie.
- Spokojnie Bello – położyłem jej dłonie na ramionach, chcąc ją w jakiś sposób uspokoić. Nie chciałem wpływać na jej emocje. – Miałaś prawo się zdenerwować. Ja również nie powinienem brać Twoich rzeczy bez pytania. Mam tylko nadzieję, że kiedyś coś dla mnie zagrasz – uśmiechnąłem się do niej i opuściłem ręce. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się, kiwając potakująco głową.
- Pewnie, bardzo chętnie – podniosła głowę i spojrzała na mnie. Nie wiedząc co powiedzieć, po prostu ją przytuliłem i delikatnie pocałowałem w policzek. Gardło zapiekło mnie niemiłosiernie i skrzywiłem się lekko. – coś nie tak? – spytała siadając na moim łóżku i patrząc na mnie badawczo.
- To... nic takiego Bello – siadłem na fotelu naprzeciw łóżka. Postanowiłem być z nią szczery. – Po prostu... Twoja krew tak na mnie działa. Ma słodszy zapach, niż jakakolwiek inna. Nigdy czegoś takiego nie czułem. – spojrzałem na nią, patrzała za okno.
- Dziwne uczucie. Wiedzieć, że mieszkasz z bandą świrniętych wampirów, którzy jakby mieli okazję, zjedliby Cię na śniadanie – zaśmiała się gorzko. Czułem bijącą od niej złość. – Ale z drugiej strony wiem, że żadne z was mnie nie skrzywdzi.
Milczeliśmy. Każde było pogrążone w swoim świecie. Myślę, że nabrała do mnie zaufania, przez moją życzliwość. A ja... Chyba się zacząłem zakochiwać. Chociaż nie powinienem. Bella zasługuje na kogoś, z kim będzie mogła pójść się bawić bez strachu, ze pozabija wszystkich jej przyjaciół.
- Wiesz, czasem jest mi naprawdę ciężko. – usiadła po turecku i spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami. Spojrzałem na nią pytająco – Po prostu boli mnie to, że sny tak bardzo różnią się od rzeczywistości. Doceniasz coś i cieszysz się tym, albo nie. W snach nie myślisz, nie analizujesz. Coś jest białe, albo jest czarne. Nigdy nie jest szare. Tak, jak rzeczywistość.
- Bello, sny są tylko ucieczką od tego, co Cię otacza. Kiedy śnisz, tworzysz swój własny świat. Możesz w nim żyć, kochać. Możesz nawet latać – uśmiechnąłem się lekko. – Ale nigdy nie będą lepsze od tego, co jest tutaj.
- Mylisz się. Były noce, kiedy zwijałam się w kłębek i błagałam Boga, żeby skrócił moje cierpienia. Wierz mi, człowiek samotny jest niewiele mniej groźny od terrorysty. Chwilami bałam się samej siebie. Dodatkowo, kiedy oni odeszli, sny dawały mi jedyne ukojenie. Tylko wtedy nie myślałam o tym, co się dzieje wokół mnie. Tak, jakbym była od tego uzależniona.
- Maleńka, nie smuć się. Jeśli odeszli, to musiał być ku temu jakiś powód. Może ktoś tam na górze sądził, że tak będzie lepiej? I wiedział, że sobie świetnie dasz radę. – usiadłem obok niej i objąłem ją lekko ramieniem. Wiedziałem, że tego potrzebowała. Moje gardło zapłonęło.
Bella
Kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego mu to wszystko powiedziałam. Może dlatego, że w jakiś sposób miałam do niego zaufanie. Wiedziałam, że nie chce mnie skrzywdzić, choć pragnienie mojej krwi było aprawdę wielkie.
Maleńka, ładnie to przmi w jego ustach. Jest naprawdę przystojny. Ale to za wcześnie. Za wcześnie, by powiedzieć, że się w nim zakochałam.
Skarciłam się w duchu i spojrzałam na chłopaka. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Był przy mnie, nie zostawił mnie, podczas gdy każdy inny wolałby pójść i nie oglądać moich łez.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i wyswobodziłam się z jego objęcia. Wstałam i spojrzałam spokojnie w okno – Zrobiło się naprawdę późno. Lepiej będzie, jakbym poszła już do siebie – mruknęłam i wyszłam szybko z pokoju. Dopiero kiedy dotarłam do siebie, rzuciłam się na łóżku i pozwoliłam sobie na wybuch euforii. Wiedziałam, że każdy domownik mógł usłyszeć mój dziki śmiech, ale nie obchodziło mnie to. Wzięłam mp3 z szafki i zapaliłam papierosa. Słuchając muzyki wspominałam. Wspominałam każdą dobrą chwilę spędzoną z rodzicami i przyjaciółmi z Phoenix. Jednak kiedy Charlie i Renee zmarli, a ja wyjechałam, dotarło do mnie, że powinnam zatrzeć wszelkie ślady swojej obecności w ich życiu. Zostawiłam Chrisa, chłopaka, który naprawdę mnie kochał. Ja jego też, ale jedynie jak brata. I zabijało mnie to, że nie mogłam, nie potrafiłam odwzajemnić jego uczuć.
Ciekawe jak się mają. Jak się im beze mnie żyje. Pewnie dużo lepiej. Nie mają już wkurzającej panny Ratuj-Mnie-Bo-Upadnę przy swoim boku.
Dobrze wiem, że tak mnie nazywali, myśląc że nie słyszę. Ale słyszałam i z dnia na dzień było mi coraz bardziej przykro. Ale nigdy nie widzieli, jak płaczę. Dostawałam mnóstwo wiadomości od nich. Jednak wszystkie ignorowałam. Odpisałam na jednego, którego przysłał Chris. Dałam znać, że żyję i mam się dobrze. Wylałam cały swój żal, tak skrzętnie skrywany przez te lata. I zmieniłam kartę. Uciekłam od przeszłości jak tchórz. I może nim jestem, ale chcę zapomnieć. Chcę zapomnieć o ludziach, którzy mnie krzywdzili, a ja zdawałam się tego nie zauważać, bo przecież byli przyjaciółmi. Byli przyjaciółmi, prawda? Zasnęłam, leżąc w poprzek łóżka, z nieuczesanymi włosami, ale z wielkim uśmiechem na ustach.
* * *
Szkoła stała się rutyną. Poniedziałek – Piątek. Pięć dni w tygodniu spędzanych w miejscu, którego nie lubię, z ludźmi, których nawet nie znam. Jednak z jakiegoś powodu czułam potrzebę przebywania tam. Może to możliwość przyglądania się Jasperowi przez połowę dnia, bez żadnego skrępowania. Wiedziałam, że są małe szanse, aby chłopak odwzajemniał moje uczucia, ale jednak wciąż łudziłam się, że spodobam się mu. Że spojrzy na mnie inaczej, niż na pokrakę, którą wciąż trzeba pilnować.
- Cześć! Jestem Mike Newton. Ty musisz być Isabella Swan, prawda? Wczoraj nie mieliśmy okazji się poznać. Cały dzień kręciłaś się z Cullenami. – usłyszałam za sobą głos, który bardziej brzmiał jak głos chłopca przed mutacją
- Po prostu Bella – poprawiłam automatycznie i spojrzałam na niego. Czarne włosy i tłusta grzywka opadająca na czoło sprawiły, że odrzuciło mnie od chłopaka. Odsunęłam się.
- Może usiądziesz dzisiaj ze mną... Z Nami przy obiedzie? Poznasz moich przyjaciół! – powiedział chłopak i pociągnął mnie za ramię. Rozpaczliwie rozejrzałam się za kimś, kto mógłby go ode mnie zabrać, ale ludzie nie specjalnie przejęli się moim wyrazem twarzy. Poszłam więc posłusznie za chłopakiem i weszliśmy na stołówkę. – Poznaj Bello, To jest Jessica, Angela, Tyler i Eric. Ludzie, to jest Bella. Moja przyjaciółka! – skwitował chłopak i zajął miejsce przy stoliku. Usiadłam obok niego, odsuwając się najdalej jak mogłam.
- Miło nam Cię poznać – powiedział murzyn, chyba Tyler i spojrzał na mnie uwodzicielsko.
Pff, koleś, lubię żółty, ale Twoje zęby to jest lekka przesada.
- Mi również. – powiedziałam i zamilkłam. Milczałam, co jakiś czas wtrącając swoje trzy grosze. O ile miałam pojęcie na jakiś temat. Cóż, z natury jestem milcząca. Jednak, kiedy przez kolejne 15 minut Mike nadawał jak najęty, a po twarzach moich nowych znajomych, widziałam, że są wyraźnie znudzeni, nie wytrzymałam.
- Mike, wiesz może jak brzmi zepsuta szlifierka?- spojrzałam na niego spode łba.
- Nie bardzo, Bello – chłopak uśmiechnął się do mnie, wyraźnie nie łapiąc aluzji.
- To Ci powiem. Posłuchaj swojego głosu. Brzmisz tak samo – skwitowałam i zabierając tacę odeszłam od stolika. Kątem oka zauważyłam jeszcze widoczną złość na twarzy chłopaka. Cały stolik, przy którym siedziałam niespełna minutę temu, wybuchnął śmiechem. Sama uśmiechnęłam się pod nosem, i odstawiając tacę na wielki śmietnik, wolnym krokiem opuściłam stołówkę. Czułam na sobie wzrok Mike’a. Tak, chłopak będzie chciał zemsty, jednak nie wiem jeszcze, do czego może być zdolny.
Będzie zabawa. Mieć na karku Mike’a i zrobić Edwardowi z życia piekło... Trudne, ale jednak wykonalne. Ale teraz czas skupić się na Edwardzie... |
|
|
Invincibile |
Wysłany: Pią 11:31, 06 Maj 2011 Temat postu: |
|
/wybaczcie, ale rozdziały są pisane z wyprzedzeniem ostatnio, więc mam napisane jakoś do... VI, tak myślę Ale postaram się zrobić coś, żeby nie było tak Zmierzchowo
Zapraszam do czytania!
Rozdział III
Naiwna wiara dziecka, że gdy się zamknie oczy, to wcale nie jest ciemno.
Bella
Lekcje dłużyły się niemiłosiernie. Moja głowa boleśnie pulsowała, co sprawiało, że nie mogłam się skupić na tym, co dzieje się wokół mnie. Jeszcze godzina i koniec męczarni. Ostatnią lekcją była Historia. Skierowałam swoje kroki pod klasę. Już z daleka widziałam blond czuprynę.
Rosalie. Pewnie ma lekcje ze mną.
Z taką myślą skierowałam się do niej.
- Rosalie! Dobrze Cię widzieć – uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny, na co skinęła mi głową. Spojrzała na mnie dziwnie
- Bello, nie wyglądasz dobrze. Wszystko w porządku?
- Trochę boli mnie głowa – zmieniłam ton i spojrzałam przed siebie
- A mi się wydaje, że to coś innego. Jak Ci się rozmawia z Jasperem? – Spojrzała na mnie wymownie uśmiechając się przy tym lekko
- Dobrze, poniekąd, jednak mam wrażenie, że nie lubi przebywać w moim towarzystwie – posmutniałam mówiąc to jednak po chwili zreflektowałam się i spojrzałam na nią – Nie żebym się tym przejmowała
- Tak, oczywiście Bello. Wcale, a wcale Cię to nie gryzie – zaśmiała się. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo dzwonek zadzwonił sprawiając mi jeszcze większy ból głowy.
Cała klasa weszła powoli do sali i wszyscy usiedli na swoich miejscach. Niewiele myśląc zajęłam miejsce obok Rosalie. Ta tylko spojrzała na mnie i naskrobała coś na kartce.
Bello, jestem pewna, że Jasper lubi przebywać w Twoim towarzystwie. Tylko jest mu ciężko. Jest nowy w rodzinie i nie przywykł jeszcze do wszystkich panujących u nas zwyczajów.
Przeczytałam szybko i odpisałam.
Nie twierdzę, że powinien pałać do mnie wielką i bezinteresowną miłością, ale myślę, że przynajmniej mógłby mi to sam powiedzieć. Lekcja się zaczęła.
Zbyłam dziewczynę, na co ona pokręciła tylko ze złością głową. Nauczyciel zaczął prowadzić lekcje a ja odpłynęłam gdzieś myślami...
Cholera. Niby nie są rodziną, ale jest w nich tyle podobieństw... Blada cera, miodowe oczy, które z dnia na dzień ciemnieją, i wszyscy zachowują się, jakby mieli jakieś tajemnice... Jestem tu od wczoraj, a nie widziałam, żeby któreś z nich cokolwiek jadło. Na dodatek wydają się tacy... Staromodni, zdecydowanie nie pasują do tej epoki... Chwila! Charlie mi kiedyś mówił, że w starych albumach mam z nimi zdjęcia! Tak, dzisiaj zdecydowanie je przejrzę.
- To może Panna Swan odpowie na moje pytanie? – Nauczyciel spojrzał na mnie wymownie i zmrużył oczy. Zarumieniłam się.
- A mógłby je pan powtórzyć? – Spytałam podnosząc na niego wzrok.
- Panno Swan, dostaje Pani odpowiednią adnotację do dziennika. – Powiedział stanowczo i zasiadł przy biurku notując coś. Spuściłam lekko głowę. Prawdę mówiąc chciało mi się śmiać. W poprzedniej szkole zawsze wszystko się tak kończyło. Kilka uwag, a później wzywali rodziców. To na prawdę żałosne. Od wybuchu śmiechem uratował mnie dzwonek. Szybko spakowałam wszystkie książki i wyszłam z sali. Na korytarzu spotkałam Edwarda patrzącego na mnie nienawistnym spojrzeniem
- Co Swan, rodzice nie żyją? Och, jakie to przykre. – Zaśmiał mi się w twarz. Nie wytrzymałam.
- Czy możesz powiedzieć mi, o co Ci chodzi? Aż tak Ci przeszkadza, że z wami mieszkam? – Zmierzyłam go wzrokiem. Przez chwilę nie odpowiadał.
- Tak, aż tak bardzo nie pasuje mi, że muszę niańczyć sierotę, która nie ma rodziny – uśmiechnął się złośliwie. Patrzałam na niego z niedowierzaniem połączonym z czystą złośliwością.
No, panie Cullen, doigrałeś się...
Podeszłam do chłopaka i uśmiechnęłam się słodko.
- Jeśli uważasz, że możesz mną pomiatać, bo jesteś w tej rodzinie dłużej, to uświadomię Cię. Mylisz się. Chciałeś wojny, to będziesz ją miał, Cullen. Chciałabym Ci też przypomnieć, że sam nie masz rodziców, więc powinieneś coś o tym wiedzieć, prawda?! – Krzyknęłam do niego i odwróciłam się. Wokół nas zebrała się już spora grupka osób obserwujących zdarzenie. Chwilę później znów zaczęłam mówić – Nikt nie każe Ci mnie niańczyć. Nie jesteś do tego zmuszany, a ja też Cię o to nie prosiłam. – Spojrzał na mnie lekko zaskoczony
- Może i nie prosiłaś, ale wciąż każdy wokół Ciebie skacze, jakbyś była złotym jajkiem – powiedział cofając się o krok
- A uważasz, że ja mam ochotę na ciągłe wysłuchiwanie słów litości? To Ci powiem, że ku*wa nie mam. Żegnam, Cullen – Dopiero teraz spostrzegłam, że przygląda nam się spora grupka gapiów. – A Wy spierd*lajcie. Nie chcę was widzieć! – wydarłam się rozjuszona, i odwracając się na pięcie poszłam w stronę wyjścia.
Zabawimy się Cullen. Zrobię Ci z życia piekło, jakiego jeszcze nie przeżyłeś...
Z taką myślą dumnie wyszłam ze szkoły. Kiedy tylko spostrzegłam, że na parkingu nie ma nikogo z Cullenów, pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Ruszyłam w stronę lasu nie oglądając się za siebie. Miałam naprawdę gdzieś, że pewnie będą na mnie czekać. Niech sobie czekają. Mam tylko nadzieję, że trafi jakoś sama do domu. Kiedy znalazłam się dostatecznie głęboko, skryta za drzewami wyciągnęłam z torby paczkę papierosów, po czym wyjmując jednego zapaliłam go. Zaciągałam się mocno dymem, płacząc bezgłośnie. Sprawił mi przykrość, nie zaprzeczę, ale nie dam mu ten satysfakcji. Przedzierałam się przez las. Komórka w kieszeni nieustannie wibrowała, jednak ignorowałam ją. Za którymś razem odebrałam telefon i krzyknęłam do słuchawki.
- Możecie dać mi święty spokój? – Rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Wciąż szłam przez las, co chwila zakręcając. Rzuciłam końcówkę papierosa w piach i porządnie przydeptałam. Odpaliłam następnego. Nie przejmowałam się, że pewnie usłyszę w domu kazanie na ten temat. Mało mnie to obchodziło, w tej chwili jedyne, czego potrzebowałam, to uspokoić się. Wyjęłam zieloną mp3 z kieszeni i włożyłam słuchawki do uszu. Wsłuchałam się w jej słowa, nie zwracając wielkiej uwagi na godzinę. Jakiś czas później zaczęło się robić ciemno. Schowałam papierosy do torby i wyłoniłam się zza drzew. Kiedy ujrzałam dom Cullenów, naprawdę się ucieszyłam. Weszłam cicho do domu i nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia domowników poszłam do swojego pokoju. Rzucając się na łóżko wciąż miałam w uszach słowa Edwarda. ‘Co Swan, rodzice nie żyją? Och, jakie to przykre’. Poczułam łzy pod powiekami. Zdjęłam słuchawki z uszy i położyłam mo3 na szafce nocnej. Zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją gdzieś w głąb pokoju. Zemszczę się. Tak, zemsta jest słodka. A on się jej nie będzie spodziewać...
Usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedziałam ciche ‘ proszę ‘ i zobaczyłam głowę Emmeta wyglądającą zza drzwi.
- Niczym nie rzucasz? – spojrzał na mnie z rozbawieniem. Mimo całej złości uśmiechnęłam się do niego
- Nie, aż tak źle ze mną nie jest. – przysiadł się obok mnie
- Nie przejmuj się. Mój brat jest frajerem. Powinnaś wiedzieć, ze żadne z nas nie myśli o Tobie, jak o ciężarze. – gapiłam się tępo w sufit.
- Jeśli masz zamiar o tym ze mną rozmawiać, to możesz wyjść w tej chwili – spojrzałam na niego i podniosłam się z łóżka. Chłopak wyszedł, a ja poszłam do łazienki i nalałam wody do wanny. Rozebrałam się i zanurzyłam w niej ciało. Było mi naprawdę przyjemnie... Długo tam leżałam, woda zaczynała się robić zimna, kiedy usłyszałam ciche brzdąkanie gitary zza drzwi. Ubrałam się szybko i wyleciałam z pomieszczenia jak z procy.
- Jak... Jak śmiałeś dotknąć Belzebuba?! – wykrzyczałam w twarz blondynowi i spojrzałam na niego z czystą nienawiścią w oczach. Chwilę później dostrzegłam, że winowajcą jest Jasper – Wynoś się stąd. JUŻ! – powiedziałam ciszej, jednak mój głos wciąż był podniesiony. Chłopak szybko wyszedł z mojego pokoju a ja wzięłam gitarę w dłonie. Od śmierci rodziców właściwie na niej nie grałam. Ale dzisiaj jeszcze nie jest jej dzień. Może już niedługo. Uśmiechnęłam się do siebie i odstawiłam gitarę na miejsce.
Zrobiło mi się głupio.
Nie powinnam się tak na niego wydzierać. Przecież nie wiedział...
Wyszłam z pokoju i przechodząc przez korytarz usłyszałam cichą rozmowę
- Tym razem już przesadziłeś Edwardzie. Jej obecność może Ci przeszkadzać, ale nie powinieneś naśmiewać się z niej w szkole, przy innych uczniach. Dobrze wiesz, że dziewczyna ostatnio dużo przeszła. – powiedział cichy, męski głos a ja zaśmiałam się w duchu
- To.Nie.Moja.Wina – wysyczał Edward rozgniewany. Zaśmiałam się w duchu, jednak wciąż nie odezwałam się słowem. –
- Kiedy jej powiemy? – usłyszałam kobiecy głos, najprawdopodobniej Rosalie
- Jak tylko Esme wróci. Pamiętajcie, nie dajcie nic po sobie poznać. Mimo, że Bella jest silna, to ją może tylko dodatkowo załamać. Edwardzie, zajmij się kontrolowaniem jej myśli – usłyszałam głos Carlisle’a. Co to, to nie. Żaden arogancki blondyn nie będzie kontrolował moich myśli. Jak wcześniej pozwalałam sobie na małą nieuwagę, tak teraz zaczęłam się starać nie myśleć o niczym ważnym.
- Jak mam to zrobić, kiedy ja nie mogę czytać jej w myślach? – spytał chłopak z przekąsem. Uspokoiło mnie to. Teraz czułam się bezpieczniejsza.
Kim oni są? I co ukrywają...? Chwila! Zdjęcia! To powinno wszystko wyjaśnić!
Pobiegłam do pokoju nie przejmując się, czy ktoś mnie zobaczy czy nie. Byłam przestraszona, to fakt. Ale ciekawiło mnie, jaką mroczną tajemnicę ta rodzina może ukrywać. Wyciągnęłam stary, zakurzony album, gdzieś z dna walizki i zaczęłam szybko przeglądać zdjęcia. Zobaczyłam uśmiechających się Renee i Charliego. Na kolejnych zdjęciach byłam mała ja z mamą lub tatą. Na kilku byliśmy razem, we trójkę. Kolejne zdjęcie przeraziło mnie. Miałam na nim może 4 latka i byłam z całą rodziną Cullenów. Widziałam każdego po kolei. Są dokładnie tacy, jakich ich widuję na co dzień.
Co jest do...
Ktoś bez pukania wszedł do mojego pokoju. Znów zablokowałam dostęp do swoich myśli i spojrzałam na nieproszonego gościa. Z rąk wypadło mi zdjęcie. Spojrzałam spojrzeniem pełnym bólu i nienawiści na Edwarda. Chłopak cofnął się, kiedy uchwycił mój wzrok.
- Bello, uspokój się. Wszystko Ci wyjaśnimy – Carlisle spojrzał na mnie łagodnie i zrobił krok do przodu. Jemu, chyba jako jedynemu z całej tej zwariowanej rodzinki, ufałam. Niechętnie spuściłam wzrok z Edwarda i przeniosłam go na głowę rodziny.
- A co tu jest do wyjaśnienia? Okłamaliście mnie. Ten – wskazałam na Edwarda – miał szpiegować moje myśli. Przykro mi Edwardzie, misja się nie udała. – warknęłam i siadłam na łóżku. Edward w tym czasie ulotnił się z pokoju.
- Bello, masz rację, okłamywaliśmy Cię co do tego, kim jesteśmy. – Najstarszy spojrzał na mnie i po chwili przysiadł koło mnie.
- Czym jesteście? – odsunęłam się i sięgnęłam do torby. Wymacałam papierosy i trzymałam na nich rękę.
- Jesteśmy... Jesteśmy wampirami – wydukał w końcu i spojrzał przed siebie. Wyjęłam paczkę papierosów i zapaliłam jednego. Resztę rzuciłam na łóżko i dodałam – częstujcie się. – Spojrzeli na mnie krzywo. Jeden Emmet z zainteresowaniem podszedł do łóżka i oglądał ją. Po chwili złapał jednego i zaczął go wąchać. Skrzywił się, czując zapach.
- Wampirami... Czyli pijecie krew i te sprawy tak? – spojrzałam na wszystkich głupio, paląc papierosa.
- Ty nie boisz się nas? – spytał Jasper krzywiąc się lekko.
- Nie, nie specjalnie. Ojciec mówił mi kiedyś, że jesteście dość – zastanowiłam się jak dobrać słowa, żeby ich nie urazić – specyficzną rodziną. Ale jeśli on nie bał się, że możecie go skrzywdzić, to dlaczego ja miałabym się bać? – poszłam do łazienki i wrzuciłam papierosa do sedesu. Chwilę później wróciłam i stanęłam pod ścianą.
- Bello, to świetnie! Nawet nie wiesz, jak się cieszę! – zapiszczała Alice przytulając mnie – Naprawdę, będziemy świetnymi przyjaciółkami! Wiem to, widziałam to! – zamyśliłam się i spojrzałam niepewnie na Carlisle’a
- Alice widzi przyszłość – wyjaśnił – Jej wizje są subiektywne. Widzi tylko to, co dana osoba już postanowiła. – uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na niego wymownie
- Wiecie, jest dość późno, jutro szkoła. A ja niestety muszę spać – podkreśliłam i chwilę później wszyscy wyszli z pokoju. Usiadłam na łóżku, jednak po chwili poszłam pod prysznic i umyłam się dokładnie. Chyba chciałam zmyć z siebie całą złość, jaka mnie dzisiaj męczyła. Wyszłam spod prysznica i wysuszyłam włosy. Ubrałam czarne spodenki i zieloną koszulkę, po czym powędrowałam do pokoju Jaspera. Zapukałam
- Proszę – usłyszałam cichą odpowiedź, i powoli wcisnęłam się do pokoju.
Raz się żyje... |
|
|
Honey |
Wysłany: Czw 15:58, 05 Maj 2011 Temat postu: |
|
Panno Rose, kiedyś pisało się właśnie patrzałam, ale nie teraz.
Mi tam się podoba, tyle że to naprawdę jest trochę zbyt podobne do zmierzchu.
Postaraj się i wprowadź jakąś nowość!
Pozdrawiam,
Honey |
|
|
Panna_Rose |
Wysłany: Śro 17:18, 04 Maj 2011 Temat postu: |
|
Ulala... xd
Muszę przyznać szczerze, że jednocześnie mi się podoba i nie podoba.
Jak narazie Twoje FF jest zbyt podobne do Zmierzchu. Najlepiej by było gdybyś wprowadziła coś zupełnie nowego.
Podoba mi się, że Bella podoba się Jasperowi a nie Edwardowi.
Był tam jeden fragment, a raczej słowo, które strasznie mnie raziło w oczy.
Piszemy patrzyłam a nie patrzałam
P.R. |
|
|
Invincibile |
Wysłany: Wto 19:50, 03 Maj 2011 Temat postu: |
|
Rozdział udało mi się skończyć wcześniej, mam nadzieję, że ten również się Wam spodoba. Pisany w wyjątkowo niesprzyjających warunkach, z trójką małych dzieci biegających dookoła mnie.
Zapraszam serdecznie do czytania
Rozdział II
Bella
Ciemność. To chyba jedyne, co byłam w stanie zobaczyć. Uciekałam jakimś lasem wciąż szukając wyjścia. Byłam coraz słabsza, coraz wolniejsza... Odwróciłam się by zobaczyć, czy moi oprawcy wciąż mnie gonią. Byli coraz bliżej, a ja straciłam już siły i jakiekolwiek chęci do ucieczki. Jednak, kiedy zobaczyłam jakieś małe światełko, daleko przede mną, siły wróciły. Biegłam coraz szybciej, aż w końcu dotarłam do celu, którym okazała się ruchliwa ulica. Chciałam złapać jakiś przejeżdżający samochód, jednak kierowcy zdawali się mnie nie zauważać. Zdesperowana wybiegłam na ulicę i ostatnie co zobaczyłam to przeraźliwie jasne światło...
Podniosłam się gwałtownie z cichym krzykiem. Sennie rozejrzałam się po pokoju i spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. 6:14.
Och, świetnie. Nie ma spania. Swoją drogą, ciekawe, co może znaczyć ten koszmar...
Właśnie z takimi myślami skierowałam się do łazienki, biorąc uprzednio czyste ubrania. Wzięłam szybki prysznic i nałożyłam staranny, aczkolwiek delikatny makijaż. Wyszłam z łazienki i uświadomiłam sobie, że nie mam żadnych książek.
Kur*a. Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej?
Spakowałam do torby telefon i strój na WF, po czym opuściłam pokój, cicho zamykając drzwi. Prawdę mówiąc, bałam się znów spotkać Alice. Ta dziewczyna zdecydowanie za dużo mówiła. A ja nie miałam ochoty na żadne rozmowy. Niestety, dopiero miałam się przekonać, co znaczy prawdziwa nachalność Alice... Powoli weszłam do kuchni i rozejrzałam się.
Nikogo nie ma, dzięki Bogu. Nareszcie chwila spokoju...
Postawiłam torbę na krześle i wzięłam jabłko. Zaczęłam konsumować owoc i odpłynęłam myślami, nie zauważając nawet, że ktoś wszedł do kuchni. Jednak kiedy usiadł naprzeciwko mnie, gwałtownie podskoczyłam i spojrzałam przestraszona.
To Tylko Jasper, to tylko Jasper...
Chwilę później uspokoiłam się i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Nie mogłam sobie pozwolić na szczery śmiech, czy dobrą zabawę. Jeszcze nie.
- Jak się czujesz Bello? – Usłyszałam jego piękny głos i spostrzegłam miodowe oczy wpatrujące się we mnie
- Ja... – Spłonęłam rumieńcem i zaklęłam w duchu, – Jeśli mam być szczera, to czuję się tragicznie. Naprawdę...
- Tęsknisz za nimi? – Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Miałam wrażenie, że sama rozmowa ze mną sprawia mu niewyobrażalny ból.
- Oczywiście, że tak. Przecież oni nauczyli mnie żyć – powiedziałam odwracając wzrok
- Jak to ‘nauczyli Cię żyć’? Przecież każdy człowiek umie żyć.
- No cóż. W takim razie ja jestem dziwna, bo nie potrafiłam. Oni nauczyli mnie śmiać się i cieszyć z małych rzeczy. Nauczyli mnie kochać i dostrzegać piękno w ludziach.
- A płakać? Nauczyli Cię płakać? – Zapytał, widocznie zaskoczony moją odpowiedzią. Wstałam i zarzuciłam torbę na ramię..
- Płakać nauczyłam się sama. Kiedy odeszli, a ja nie mogłam się z nimi pożegnać – skwitowałam i wyszłam z kuchni. W przedpokoju natknęłam się na blondynkę, która uśmiechnęła się do mnie miło. W odpowiedzi skinęłam jej głową i siadłam na sofie. Przymknęłam oczy i chwilę później zaczęły mi się przed nimi przewijać różne obrazy. Jednak, kiedy zobaczyłam ciała moich rodziców... Momentalnie je otworzyłam.
Kiedy usłyszałam, że piątka mojego przyszywanego rodzeństwa zbiera się do wyjścia, podreptałam za nimi. Weszliśmy do garażu i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to piękne samochody. Nigdy nie byłam fanką szybkich aut, ale te cuda... Nie mogłam z siebie wydobyć słowa. Stałam tylko z szeroko otwartymi oczami podziwiając każde z nich.
- Musimy się podzielić jak pojedziemy! – Zapiszczała Alice, stając obok mnie.
- Proponuję, żeby Bella pojechała z Jasperem, a nasza czwórka moim jeepem – Emmet spojrzał znacząco na rodzinę. Wszyscy przystali na propozycję i chwilę później jechaliśmy już w stronę szkoły. Samochód Emmeta sprawnie nas wyminął i po chwili zniknął mi z oczu.
- Bello, przepraszam za tą rozmowę rano. Nie powinna się tak potoczyć – powiedział Jasper spoglądając na mnie. Nie jechaliśmy tak szybko jak reszta, ale na pewno sporo już przekroczyliśmy prędkość.
- Nie przejmuj się tym – szepnęłam cicho – Kiedyś przecież będę z wami o tym porozmawiać – zaśmiałam się gorzko i potarłam ręce.
- Zimno Ci? – Spojrzał na mnie i momentalnie włączył ogrzewanie – Zaraz się rozgrzejesz – uśmiechnął się słodko w moją stronę. Dopiero teraz zauważyłam, że chłopak ma naprawdę słodki uśmiech. Blond włosy swobodnie opadały my na czoło, sprawiając, że chłopak wyglądał jeszcze piękniej. Spojrzałam na drogę czując, że zaczynam się rumienić. Dojechaliśmy na szkolny parking i szybko wysiadłam z samochodu. Zaczęło padać.
Świetnie, przecież ja tak kocham deszcz. Może jak się pospieszę z dojściem do szkoły, to nie zmoknę tak bardzo.
I jak pomyślałam, tak zrobiłam. Przyspieszyłam kroku, prawie biegłam, potykając się co chwilę. I kiedy już byłam przy schodach potknęłam się i upadłam, uderzając czołem w kant owych schodów. Kiedy podnosiłam się, zobaczyłam bladą dłoń wyciągniętą w moim kierunku. Spojrzałam na właściciela i uśmiechnęłam się do niego delikatnie
- Dziękuje – powiedziałam rumieniąc się. Spojrzałam w górę i po raz kolejny dzisiaj ujrzałam uśmiechniętą twarz Jaspera – Znów Ty? – Uśmiechnęłam się do niego nieco szerzej
- Chyba nie przeszkadza Ci moja obecność, prawda Bello? – Spytał całkiem poważnie pomagając mi się podnieść – Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz?
- Właściwie tak... – wciąż patrzałam mu w oczy, jednak po chwili speszona odwróciłam wzrok Ruszyłam przed siebie
- Miałabyś coś przeciwko, jeślibym Ci towarzyszył? – Spytał zrównując się ze mną.
- Będzie mi bardzo miło. – Skwitowałam i zwolniłam kroku. Powoli kierowaliśmy się do sekretariatu.
Jasper.
Szedłem za dziewczyną uśmiechając się delikatnie. Była tak krucha, tak bezbronna. Przyspieszyła, jednak wciąż ją obserwowałem. Szła potykając się uroczo, jednak nie przewróciła się. Jeszcze. Rozejrzałem się za moim rodzeństwem, ale nigdzie ich nie widziałem. Samochód stał, ale był pusty. Cichym krokiem dogoniłem Bellę. Przyglądałem się jej z daleka, wciąż kusił mnie jej zapach, jednak chyba zacząłem się bardziej kontrolować. Gardło paliło mnie nieludzko, ale wiedziałem, że nie mogę, że nie chcę skrzywdzić tej niewinnej dziewczyny. Kątem oka dostrzegłem, jak Bella potyka się o schody i upada, upuszczając przy tym wszystkie książki. Skierowałem więc kroki w tamtą stronę i wyciągnąłem do niej dłoń. Uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Dziękuję – szepnęła rumieniąc się przy tym słodko, po czym dodała – Znów Ty? – poszerzyła lekko uśmiech
- Chyba nie przeszkadza Ci moja obecność, prawda Bello? – zapytałem poważnie po czym pomogłem jej wstać - Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz? – dodałem po chwili lustrując ją wzrokiem
- Właściwie tak... – odwróciła wzrok po czym ruszyła przed siebie. Uderzyły mnie jej emocje, była zawstydzona i zagubiona.
- Miałabyś coś przeciwko, jeślibym Ci towarzyszył? – spytałem doganiając ją
- Będzie mi bardzo miło – skwitowała, rozglądając się wokoło. Powolnym krokiem, w ciszy skierowaliśmy się do sekretariatu.
W mojej głowie była tylko jedna myśl. Nie dać ponieść się pragnieniu. Jej krew była tak słodko kusząca, a dziewczyna nie ułatwiała mi kontrolowania się, rumieniąc się co chwilę. Widziałem, jak krew płynie w jej żyłach, czułem jej puls i niemal słyszałem nawoływanie dochodzące z mojego wnętrza, od tego potwora, którego tyle czasu starałem się ukryć. Nie mogłem pozwolić, żeby przejął nade mną władzę. Właśnie teraz plułem sobie w brodę, że nie przyjąłem propozycji Carlisle'a, dotyczącej nocnego polowania. Może to ułatwiłoby mi zapanowanie nad pragnieniem. Nie zgodziłem się, bo było to dla mnie żenujące, iść na polowanie, podczas kiedy reszta mojej rodziny uważała, że jeszcze to nie jest konieczne. Przez całą moją egzystencję, nie dostrzegałem dobrych stron życia wiecznego. Jednak kiedy spotkałem Bellę wiedziałem, że ta dziewczyna może pokazać mi, co znaczy życie. Co znaczy miłość, troska i zaufanie. Tylko najpierw muszę sprawić, że ona zaufa mi. A z moją zdolnością kontrolowania pragnienia, mogłem mieć tylko złudne nadzieje. A jak wiadomo, nadzieja matka głupich. Jednak przez te wszystkie lata mojego... powiedzmy, że mojego życia, nauczyłem się jeszcze jednej ważnej rzeczy. Każdą matkę trzeba szanować. |
|
|
Invincibile |
Wysłany: Pon 12:43, 02 Maj 2011 Temat postu: |
|
Strasznie się cieszę, ze wam się podoba. Drugi rozdział nabiera mocy urzędowej, kilka poprawek i myślę, że 4 będzie gotowy |
|
|
IsabellaCullen |
Wysłany: Pon 11:20, 02 Maj 2011 Temat postu: |
|
Już Cie lubię/. Szapoba. W końcu coś innego. Sama często piszę w schemacie Edward/Bella , ale fajnie jest się czasem oderwać od takiego stylu i poczytać coś nowego. Styl - powinnam się ukłonić i bić brawo. Naprawdę. Co do opowiadania podoba mi się i to bardzo. Tylko tam na początku 1 rozdziału
Wyjęłam słuchawki w uszy - powinno być uszu.
Poza tym wszystko jest ok. Czekam na dalszy ciąg. Mam nadzieje, że zaszczycisz nim nas wkrótce.
Pozdrawiam i czekam.
IC |
|
|
Honey |
Wysłany: Nie 20:44, 01 Maj 2011 Temat postu: |
|
Bella i Jasper? Wreszcie coś nowego i niezwykłego. W zasadzie nie ciągnie mnie do tego typu opowiadań, ale te zapowiada się niezwykle ciekawie.
Uważam że piszesz świetnie. Błędów się nie dopatrzyłam.
Czekająca na dalszy ciąg, '
Honey |
|
|
Invincibile |
Wysłany: Nie 17:53, 01 Maj 2011 Temat postu: |
|
Bety nie mam, mam nadzieję, że moja znajomość ortografii wystarczy. Rozdział był napisany od dłuższego czasu. Zapomniałam napisać, że w tekście mogą pojawić się przekleństwa, bo nie okłamujmy się, piszemy o nastolatkach, nie o aniołach. I cieszę się, że choć jednej osobie się spodobał prolog.
Rozdziały będą pojawiać się różnie, postaram się dodać choć jeden w tygodniu. Jednak nie obiecuję. Wiecie, szkoła, poprawianie ocen i te sprawy
Liczę na Wasze opinie i zapraszam do czytania
Rozdział I
Naiwna wiara dziecka, że gdy się zamknie oczy, to wcale nie jest ciemno.
Bella
- Bello, jesteś gotowa? – Carlisle pukając wszedł spokojnie do mojego pokoju.
- Tak, oczywiście. – Powiedziałam, wymuszając lekki uśmiech. Nie udało się. Mężczyzna spojrzał na mnie smutno i wziął moją walizkę bez większego wysiłku. Wzięłam jeszcze tylko telefon z biurka i powoli, uważając by się nie potknąć, zeszłam na dół. Stanęłam przed domem i ostatni raz spojrzałam na to miejsce. Poczułam jak łza kręci mi się w oku. Nie chciałam płakać, jednak pozwoliłam jej swobodnie spłynąć po policzku. Kilka minut później siedziałam już w samochodzie mojego nowego opiekuna ze słuchawkami na uszach. Słońce dawno zaszło. Carlisle zadecydował, że pojedziemy nocą. Wytłumaczył to brakiem korków na drogach. Nie wiem ile tak jechaliśmy. Naprawdę nie mam pojęcia. Czas dużo szybciej płynął przy muzyce.
- Jesteśmy – powiedział blondyn delikatnie szarpiąc mnie za ramię. Wyjęłam słuchawki z uszu i spojrzałam na niego z wdzięcznością. Naprawdę, pomagał mi i cały czas dawał do zrozumienia, że mogę na niego liczyć. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się po okolicy. Do tej pory nie przywiązywałam wielkiej wagi do tego, gdzie jedziemy. Mimo to, byłam naprawdę zszokowana. Dom był ogromny, prawie w całości szklany, otoczony lasem, co dodawało mu nutkę tajemniczości. Uśmiechnęłam się w duchu. Carlisle wziąwszy moją walizkę stanął obok mnie.
- Chodź do domu. Wyglądasz na zmęczoną – objął mnie jedną ręką i prowadził w stronę wielkich, białych drzwi. Już od progu poczułam, że to miejsce, być może, zastąpi mi dom. Znów się rozejrzałam. Na ścianach wisiały piękne obrazy, z pewnością kosztowne.
- Bello, tak się cieszę, że nareszcie się spotykamy! Zobaczysz, będziemy najlepszymi przyjaciółkami! – Zapiszczała mi do ucha dziewczyna wyglądająca jak chochlik i przytuliła mnie do siebie.
Kim Ty do cholery jesteś?
Tak brzmiała pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy. Jak na razie jedyny plus z tego, że tutaj jestem jest taki, że nie będę sama. Że żadne głupie myśli nie wpadną mi do głowy. Kiedy tylko czarnowłosa odsunęła się ode mnie dostrzegłam piękną blondynkę wyglądającą, jakby przed chwilą wyszła ze SPA. Patrzyła na mnie chłodno, z pewną dozą dystansu. Zaraz obok niej stał wielki chłopak, wyglądem przypominający niedźwiedzia. Uśmiechał się szeroko. Spojrzałam w bok i dostrzegłam dwóch blondynów.
- Bello, To jest moja rodzina. Ta czarnowłosa, drobna dziewczyna to Alice. Obok niej stoi Edward, jej chłopak. Piękna blondynka to Rosalie. Obok niej stoi Emmet. Ten blondyn, który się izoluje to Jasper. Mam nadzieję, że dacie radę się zaprzyjaźnić – powiedział szczerze się do nas uśmiechając.
No tak! Adoptowane dzieci doktora Cullena. Rodzice często mi o nich opowiadali. Ale dlaczego ich oczy są do siebie tak podobne..
Zaprzestałam swoje rozmyślania i spojrzałam jeszcze raz po wszystkich. Każdy z nich miał inny wyraz twarzy. Jednak od razu dało się wyczuć, że Edward jest do mnie wyjątkowo negatywnie nastawiony. A Jasper... On wyglądał, jakby cierpiał. Poczułam się nieswojo.
- Jestem Bella. Miło mi was poznać – powiedziałam cicho. Moja twarz wciąż nie wyrażała żadnych emocji. Nie musiałam czekać długo na odzew.
- Och, Bello, chodź, pokażę Ci Twój pokój! – Zaświergotała Alice i chwilę później ciągnęła mnie za rękę po schodach, – Jasper, mógłbyś wziąć walizkę Belli? – Krzyknęła jeszcze i po chwili stałyśmy przed wielkimi czarnymi drzwiami, na których widniała pozłacana tabliczka z moim imieniem.
Więc tu będę od dziś mieszkać...
Weszłyśmy obie do pokoju. Ściany były utrzymane w ciemnym fiolecie, a łóżko i inne meble było kredowo białe. Na łóżku dostrzegłam fiołkową pościel. Spojrzałam pytająco na Alice.
- Carlisle wspominał, że lubisz fiolet. Sama wszystko zaprojektowałam. Mam nadzieję, że Ci się podoba – powiedziała czarnowłosa stając tuż za mną.
- Jest... Jest na prawdę pięknie – szepnęłam przejęta i powoli weszłam do pokoju.
- Ja Cię już zostawię, pewnie jesteś zmęczona i chcesz wziąć prysznic. Dobranoc Bello. – I wyszła nie zamykając za sobą drzwi. Nieco zirytowana podeszłam do nich z zamiarem ich zamknięcia, jednak dostrzegłam jednego z blondynów z moją walizką w ręku. Wpuściłam go do pokoju. Zyskał w moich oczach, bo nie mówił za dużo. Nie pytał, nie chciał nic wiedzieć. Po prostu milczał. Postawił bagaż przy szafie i z miną męczennika chciał wyjść.
- Ja... Dziękuję – powiedziałam patrząc na niego. Chciałam wymusić lekki uśmiech, ale prawdopodobnie wyszedł z tego tylko grymas. Chłopak spojrzał na mnie swoimi miodowymi oczami.
- Dobranoc Bello. Śpij dobrze. – Zamknął za sobą delikatnie drzwi.
Rozpakowałam szybko rzeczy i wzięłam prysznic. Jutro miałam iść do mojej nowej szkoły. Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Wygramoliłam się z łóżka i powoli poszłam je otworzyć.
- Obudziłem Cię? – Rozpoznałam głos Carlisle’a – Zostawiłaś coś – powiedział i wszedł do mojego pokoju. Spojrzałam na niego pytająco – Gitara. I to też chyba Twoje – podał mi zeszyt.
No tak, mój szkicownik!
Wzięłam szybko do rąk moją własność i położyłam ją na biurku.
- Dobranoc Carlisle – spojrzałam na niego i niepewnie przytuliłam go. Mężczyzna objął mnie i pocałował lekko w czoło.
- Dobranoc Bello – powiedział cicho i zamknął za sobą drzwi. Szybko wskoczyłam do łóżka i ponownie przykryłam się kołdrą.
Przed moimi oczami ukazały się uśmiechnięte twarze moich rodziców. Byli tacy szczęśliwi... Naprawdę, chciałabym mieć ich przy sobie. Ale co się stało, to się nie odstanie... Nawet te najgorsze, najbardziej bolące rzeczy. Poczułam jeszcze tylko jakiś rodzaj radości, że mogłam ich zobaczyć i oddałam się w objęcia Morfeusza...
Jasper
Kiedy tylko upewniłem się, że Bella zasnęła, cicho wsunąłem się do jej pokoju. Od razu poczułem słodki zapach czekolady, zmieszany z delikatnym, aczkolwiek kuszącym zapachem jej krwi. Moje gardło zapłonęło żywym ogniem. Chciałem się wycofać, ale nie mogłem. Jej krew nawoływała mnie.
Przecież mógłbym skosztować... Tylko kropelkę, na pewno nic by nie poczuła... Nie sprawiłoby jej to żadnej różnicy....
Taka właśnie myśl krążyła mi nieustannie po głowie. Przestałem oddychać i powoli podszedłem do jej łóżka. Spała tak smacznie, tak spokojnie...
Jak Anioł. Najpiękniejszy Anioł, jakiego kiedykolwiek widziałem. A egzystuję naprawdę długo...
Uśmiechnąłem się do siebie delikatnie i spojrzałem na dziewczynę. Delikatnie rozchylone usta i ciche mamrotanie pod nosem były naprawdę urocze. Schyliłem się i delikatnie pogłaskałem ją po jeszcze wilgotnych włosach, po czym z lekkim uśmiechem wyszedłem z pokoju. |
|
|
Renesmee |
Wysłany: Nie 17:45, 01 Maj 2011 Temat postu: |
|
Bella i Jasper? Razem? No, no, no. Może wyjdzie z tego coś ciekawego. Ciekawi mnie, prócz tego oczywiście, kim jest dla Belli Carlisle. Mam nadzieję, że wyjaśni się to w kolejnych rozdziałach. |
|
|